Chyba każdy z nas kojarzy jakieś rodzinne legendy, historie przekazywane z pokolenia na pokolenia, które mają dowieść jaki to ktoś kiedyś nie był. Przykładowo: dziadek to był kiedyś taaaki silny, że potrafił podnieść byka i przenieść go przez pół wsi. A ojciec to był za młodu taki wymiatacz, że potrafił to i to. No, zapewne kojarzycie motyw. Warto dodać, że w tym wypadku piewcami często są sami bohaterowie tego typu opowieści. Zastanawialiście się kiedyś nad tym głębiej, o co tu tak naprawdę chodzi, i jak to jest że kiedyś/gdzieś praktycznie każdy wedle swoich zapewnień był kozakiem?
Wydaje się, że jedną z rzeczy, które robią w branży marketingu największą furorę w ostatnich latach, jest tzw. storytelling. Jak sama nazwa wskazuje, cały proceder polega na opowiadaniu i co w tym wypadku kluczowe - sprzedawaniu ludziom określonych historii. Nie jest to tak naprawdę nic skomplikowanego i rewolucyjnego. Marketingowcy lubią jednak tworzyć wokół prostych rzeczy jakąś fascynująca otoczkę, a pisząc dosadniej - aurę zajebistości. Nasi dziadkowie i jeszcze dawniejsi przodkowie zajmowali się tym już jednak lata temu. Po co to wszystko w ogóle? Ano po to, żeby zyskać w oczach innych ludzi coś tak bardzo istotnego jak wiarygodność, szacunek i zaufanie. Proste. Jak się jednak głębiej zastanowić, to storytelling uprawia w zasadzie każdy. I nie potrzeba nam do tego nazywać tego wszystkiego w taki profesjonalny i fajowy sposób.
Każdy chce być szanowany, akceptowany i respektowany. A dużo łatwiej jest zdobyć szacunek poprzez jakieś działające na wyobraźnię osiągi/wyczyny/sukcesy. Tymczasem nie oszukujmy się - większość ludzi nie dokonuje w życiu czegoś niewątpliwie wybitnego (w jakiejkolwiek dziedzinie). Tu z pomocą przychodzą takie "narzędzia" jak właśnie storytelling, oraz... przeszłość. Tak, bo to co zdarzyło się (o ile w ogóle zdarzyło 🙂) w nie określonym precyzyjnie miejscu i czasie o wiele łatwiej jest odpowiednio "opakować", zaprezentować i sprzedać. Dan Ariely, w swojej głośnej książce "Szczera prawda o nieuczciwości" zapewnia, że na dobrą sprawę oszukuje każdy z nas... W mniejszym lub większym stopniu, rzecz tylko w tym gdzie ktoś ma ustawioną swoją moralną granicę. Dla jednych szczytem bezczelności będzie dodanie sobie centymetra wzrostu w dowodzie osobistym, dla innych opowiadanie totalnie zmyślonych historii będzie chlebem powszednim. Ja w tej kwestii generalnie się zgadzam i myślę, że tam gdzie krztyna cwaniactwa i inteligencji, tam kłamstwo zostaje zastąpione odpowiednio przedstawioną prawdą. Chodzi mi tutaj o swego rodzaju redukcjonizm i kurczowe trzymanie się korzystnych dla nas faktów, choć bez użycia obiektywniejszej, całościowej perspektywy. Tego typu podejście to m.in. zmora ludzi bombardowanych wszelakimi reklamami cudownych leków i suplementów. Nie chodzi mi jednak o to, by popadać ze skrajności w skrajność i nie wierzyć nikomu i niczemu - no bo przecież wszyscy chcą nas na każdym kroku oszukać i wykorzystać.
Taką tendencję mają już ludzie. Celowo nie piszę "tak już mają Polacy", jak to jest od dłuższego czasu modne. Człowiek boi się niezrozumiałego dla niego przekazu. Rzecz dotyczy po prostu konstrukcji ludzkiej psychiki i jej tendencji. Lubimy i chcemy prostych historii i przesłań. Wybornie jeśli coś jest dobre, lub złe. Czarne, lub białe. Chcemy mieć poczucie zrozumienia wydarzeń wokół nas, że to wszystko "ogarniamy". Ponad złożonością sytuacji preferujemy zatem anegdoty i "storytellingowe" historie. Tego właśnie pragną leniwe mózgi. Dziadka dźwigającego byki. On był najlepszy i w to masz wierzyć. Nie dopytuj ile w ogóle ten byk ważył, kto był świadkiem tych wydarzeń i co w tym wypadku oznacza "przemierzyć pół wsi". Zrobił to i tyle. Na ch*j drązyć temat.
Mózg łaknie silnych, klarownych bodźców. M.in. dlatego taką popularnością cieszą się wszelakiego rodzaju opioidy. Ale to dotyczy wielu kwestii, także tego jakich ludzi podziwiamy i czego od nich oczekujemy. Przynajmniej w pierwszym, typowo instynktownym odruchu. Całkiem niedawno, jeden z najbardziej szanowanych przeze mnie fachowców od przygotowania fizycznego opublikował całkiem ciekawy tekst. Mowa tu o Macieju Bielskim i jego poście na facebooku – m.in. na temat pokory i popularności. Maciej zawsze był zwolennikiem tego pierwszego, ale naprawdę doceniony został dopiero wtedy gdy zdecydował się wyjść bardziej do ludzi (mediów) i samodzielnie przystąpić do promocji własnej osoby. Zrobił to za radą ojca jednej z największych (a już na pewno w branży fit) grup szkoleniowych w Polsce, samego Jakuba Mauricza. Tak to jest. Ludzie generalnie unikają głębiej schowanych i trudniej dostępnych mądrości. Chcą wszystkiego tu i teraz. Ty masz się pchać ryjem przez innych i autopromować, a lud już samodzielnie oceni - czy jesteś tym dobrym, czy złym. Jakub rzekł: "koniec ze skromnym Bielskim - idź i pokaż wszystkim co potrafisz". Maciej posłuchał, uwierzył w siebie i zapewne teraz tego nie żałuje.
Wydaje się, że sensowną alternatywą dla wciskania upiększonych anegdot są obiektywnie mierzalne osiągnięcia. Jesteś dobry? Pokaż dowód, pokaż papier i potwierdzenie tego, czego dokonałeś. Ludzie "poradzili" sobie, jednak i z tym. Tendencja do upraszczania i sprzedawania ładnie brzmiących haseł znalazła miejsce także i tu. Stąd od jakiegoś czasu mamy wysyp przeróżnych szkół i akademii o co raz bardziej fachowo brzmiących nazwach. Wszystkie oferują Ci dodanie ich wielce prestiżowej nazwy do własnego CV, a przede wszystkim papiery. Papiery na wszystko. Teraz masz papiery i certyfikaty to na pewno jesteś kimś. Żeby nie było.. Nie ma przecież nic złego w ich posiadaniu i zdobywaniu. Wręcz przeciwnie - należy docenić chęć rozwoju i ambicje. Warto jednak pamiętać, że są one tylko potwierdzeniem tego czym się zajmujesz. Najważniejsze co rzeczywiście sobą prezentujesz. Większość papierów w dzisiejszych czasach większej wartości jednak za sobą nie niesie (są oczywiście wyjątki). Znacznie ważniejsze jest to co zrozumiałeś i czego się dowiedziałeś w procesie ich zdobywania. A przynajmniej tak powinno być. To co naprawdę jest kluczowe, by stać się skutecznym w danej branży to świadomość, otwarty umysł, inteligencja, oraz umiejętność przekazu posiadanej wiedzy. I właśnie te rzeczy docenią ci bardziej kumaci konsumenci oraz dobrzy pracodawcy.
Niedawno do polskich księgarni trafiła kolejna pozycja znanego, polskiego blogera i przedsiębiorcy - Michała Szafrańskiego. "Zaufanie, czyli waluta przyszłości. Moja droga od zera do 7 milionów z bloga" - tak brzmi jej tytuł. Książki jeszcze nie czytałem (choć czeka już grzecznie na półce), ale po samym tytule mogę już z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić co mniej więcej autor w niej przekazuje. Zastanów się, znajdź pomysł na siebie i dobierz do tego storytelling, który kupi jak największa część społeczeństwa. "Od zera do bohatera" to jeden z najpopularniejszych i najchętniej kupowanych przez ludzi motywów. Niezmiennie i od lat. Jeśli dodasz do tego trochę pracy (a często dość sporo) i lud Ci zaufa to wygrałeś, a sukces, sława i pieniądze są Twoje. Jeśli chodzi o samego Michała, to przyznam że niespecjalnie śledziłem jego życiowe losy. Spotkałem się jednak już z komentarzami, że historia jest w oczach niektórych czytelników dość mocno upiększona, a autor nigdy od przysłowiowego zera nie zaczynał. To prawdopodobnie właśnie magia wałkowanego przeze mnie storytellingu 🙂
Mimo wszystko, daleki jestem od rzucania z przekonaniem, że na bank było tak, czy tak. Nie wiem, nie zweryfikuję, nie jestem od ostatecznych i jedynych słusznych osądów. Nikt nie jest. Pamiętajmy, że coś takiego jak jedyna, obiektywna rzeczywistość tak naprawdę nie istnieje. Ludzki mózg oszukać jest bardzo łatwo i dzieje się to na każdym kroku. Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie (zwykle nie jesteśmy). Każdy odbiera świat i bodźce z niego płynące trochę inaczej. Wszystko opiera się właśnie na zaufaniu (czy go udzielamy, czy nie) i naszej subiektywnej ocenie wiarygodności danych zjawisk i zachowań. Sądzę, że kluczową sprawą jest, by po prostu pielęgnować samodzielnie myślenie i nie doprowadzać do samoograniczenia. Bo jak rzekł kiedyś pewien amerykański muzyk: "Umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz