sobota, 29 kwietnia 2017

O bieganiu słów kilka


Wiosna w pełni, także sezon biegowy ruszył na dobre. Ulice zalewają fale biegaczy (głównie rekreacyjnych), którzy niejednokrotnie przygotowują się do masowych, publicznych zawodów. Już w niedzielę, w takim wydarzeniu wezmę udział i ja. Jestem biegaczem typowo sezonowym, żadnym specem w tej dziedzinie – nie będę ukrywał. Mimo to parę masowych biegów już zaliczyłem, a "sezonowcem" jestem z założenia, nie z braku zapału czy konsekwencji. Mam też na temat rekreacyjnego biegania kilka przemyśleń.  

Według mnie podstawą przy podejmowaniu jakiejkolwiek aktywności fizycznej o regularnym charakterze (min. 2x w tygodniu) jest uświadomienie sobie do czego dążymy i po co. Mam wrażenie, że w 80% przypadków za słomiany zapał u rekreacyjnie trenujących (cokolwiek) odpowiada właśnie brak konkretnego, mierzalnego celu. Co więcej – ten cel trzeba zwyczajnie w świecie  chcieć osiągnąć. Ale chcieć naprawdę, nie na zasadzie: „fajnie by było to zrobić, ale… jest milion ważniejszych rzeczy i tak naprawdę to nic się nie stanie jeśli się nie uda”. Przy takim podejściu można być już z góry pewnym porażki. Wówczas można mieć pretensje wyłącznie do samego siebie. To naprawdę nie wina braku czasu, predyspozycji, czy innych przeszkód. Wszak „kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu”. Niby to banalne, jednak jakby wiele osób o tym zapominało, lub nie chciało myśleć. Żeby nie było – nie nawołuje tym samym do tego byśmy za każdym razem mierzyli sobie (między)czasy oraz wszelkie inne parametry biegowe, nie wychodząc z domu bez włączonego Endomondo. Nie zachęcam również do wydawania na start kilkuset złotych na pro-buty z różnymi, cudownymi pseudosystemami oraz najlepszą termoaktywną odzież – koniecznie oczojebną. Zapisanie się na jakiś masowy bieg na 5, czy 10 km może być fajną motywacją. Nie róbmy tego jednak na 3-4 tygodnie przed biegiem, podczas gdy wstać z kanapy dopiero zamierzamy. Pośpiech jest zdecydowanie złym doradcą. Jeśli jesteśmy typowymi „kanapowcami”, czy po prostu trochę się ostatnimi czasy zapuściliśmy to optymalnym rozwiązaniem będą marsze. Nie ma się co porywać z motyką na słońce, bo to prosta droga do zniechęcenia oraz kontuzji.

Mocno pochylona (zgarbiona) sylwetka, mocne koślawienie lub szpotawienie kolan, dziwne zataczanie nóg na boki, czy karykaturalne wręcz „łapanie powietrza” rękami. To wszystko można zaobserwować na ulicy u biegaczy-amatorów. W żadnym wypadku nie chcę tu się wywyższać. Sam popełniałem sporo błędów, a i dalej moja biegowa technika jest daleka od ideału. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na podejście do tego co się robi. Nie ma nic złego w byciu sezonowym biegaczem. Skoro robimy coś okresowo to warto jednak podejść do tematu rzetelnie i z głową. Lepsza jest mniejsza częstotliwość działania, niż większa, negatywnie wpływająca na jakość. Takie też sam mam obecnie podejście do biegania (a przynajmniej staram się takie mieć). Nie - jak najwięcej, jak najszybciej, ile starczy motywacji i tchu. Skoro wiesz, że i tak zawodowcem nie będziesz to wcale nie musisz wychodzić w swoim trenowaniu dalece poza strefę komfortu (czasem to się jednak przydaje). Jeśli czerpiesz przyjemność z samego procesu biegania to super, możesz biegać przez większość roku. Mam tylko nadzieję, że wiesz co robisz. Jeśli bieganie jest dla Ciebie bardziej narzędziem (tak jak dla mnie) to wyznacz sobie np. 1-2 okresy w roku, które przeznaczysz na cykle biegowe (po 6-8 tygodni). Z tym narzędziem, to mam na myśli sytuacje kiedy bieganie ma Ci posłużyć do konkretnego, innego celu. Najczęściej do zgubienia masy ciała (tkanki tłuszczowej) lub budowy wytrzymałości tlenowej. Bieganie do realizacji tych celów nie musi być jednak koniecznie, o czym chyba wielu nie wie, lub nie jest całkiem świadomych.

Zanim zaczniemy biegać warto byłoby (oprócz uświadomienia sobie celu) przeanalizować naszą budowę ciała oraz biomechanikę ruchu. Wszyscy w jakiś sposób różnimy się od siebie fizycznie. Czemu więc wszyscy mielibyśmy biegać tak samo, w podobnym tempie i biegając te same dystanse? Bieganie bieganiu nie równe. Przebiegnięcie w solidnym tempie 2 kilometrów ma zgoła inny wpływ na organizm niż zaliczenie (pół)maratonu. Ale czy bieganie (w jakiejkolwiek formie) każdemu wyjdzie na zdrowie? Otóż nie. Jeśli Twój kręgosłup ma pogłębioną lordozę lędźwiową (hiperlordozę) to dłuższe biegi mogą ją pogłębić oraz powodować ból w okolicach lędźwi. Innym problemem związanym z postawą jest hiperkifoza, czyli pogłębienie naturalnej krzywizny kręgosłupa w odcinku piersiowym. Taki typ wady postawy charakteryzują barki wysunięte do przodu (protrakcja), schowana klatka piersiowa i okrągłe plecy (garbienie się). Częste bieganie może pogłębić i tę wadę. Podobnie sprawa ma się z bocznym skrzywieniem kręgosłupa, czyli kifozą. Kolejnym przeciwskazaniem związanym ze strukturą naszego ciała jest znaczna szpotawość lub koślawość kolan. Oczywiście z tym wszystkim można jakoś walczyć, szczególnie jeśli jesteśmy stosunkowo młodzi. Chcę zwrócić tylko uwagę, że wielu ludzi biega nie zdając sobie sprawy z tego, że tak naprawdę pogarszają funkcjonalność i postawę własnego ciała. Jeżeli chcemy koniecznie biegać to wspierajmy biegi przemyślanymi treningami siłowymi, które będą niwelować nasze wady postawy, czy dysbalanse mięśniowe. Częstym błędem jest samo bieganie, bez zastanowienia się jaki to ma rzeczywisty wpływ na nasze ciało.

Bieganie po kilka kilometrów to wysiłek wytrzymałościowy, w którym pracuje głównie dolna połowa ciała. Jeśli zależy nam na lepszym zdrowiu oraz estetycznej sylwetce to zawsze lepszym wyborem będzie uprawianie tylko treningu siłowego niż tylko biegania. Bieganie same w sobie może być fajnym uzupełnieniem, jednak jako główna i jedyna dyscyplina niekoniecznie przyniesie nam takie rezultaty jakie byśmy chcieli odnieść w kwestii poprawy jakości sylwetki. Często można się spotkać z błędnym myśleniem typu „ im więcej tym lepiej, więcej schudnę, będę zdrowsza/zdrowszy”. Zdecydowanie nie tędy droga. Pomijając już kwestie kortyzolu, czy silnego katabolizmu. Człowiek nie jest stworzony do pokonywania ciągłym biegiem dłuższych dystansów (>10km). Nie jest przypadkiem, że według źródeł (legend?) pierwszy maratończyk po dobiegnięciu do celu zmarł. Nie jestem fanem „zażynania się”, z punktu zarówno zdrowotnego jak i sylwetkowego lepsze są biegi krótsze (do ok. 5km).

Reasumując: zanim zaczniesz biegać na dobre pozwól by ktoś zaznajomiony z tematem spojrzał na Twoje ciało i technikę biegu. Może oszczędzić Ci to dużo zdrowia, a także mentalnych rozczarowań. Nie każdy musi biegać, a dla wielu inne aktywności fizyczne mogą przynieść dużo więcej pożytku na różnych płaszczyznach. Więcej o bieganiu na pewno wspomnę w przyszłości. To takie moje przemyślenia na początek, „słowo na biegową niedzielę” : ) Powodzenia wszystkim w osiąganiu swoich celów, oraz ustalania i realizowania ich z rozsądkiem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz