Wiosna w pełni, także sezon
biegowy ruszył na dobre. Ulice zalewają fale biegaczy (głównie rekreacyjnych),
którzy niejednokrotnie przygotowują się do masowych, publicznych zawodów. Już w
niedzielę, w takim wydarzeniu wezmę udział i ja. Jestem biegaczem typowo
sezonowym, żadnym specem w tej dziedzinie – nie będę ukrywał. Mimo to parę masowych biegów już zaliczyłem, a "sezonowcem" jestem z założenia, nie z braku zapału czy konsekwencji. Mam też na temat rekreacyjnego biegania kilka przemyśleń.
Według mnie podstawą przy podejmowaniu jakiejkolwiek aktywności fizycznej o
regularnym charakterze (min. 2x w tygodniu) jest uświadomienie sobie do czego
dążymy i po co. Mam wrażenie, że w 80% przypadków za słomiany zapał u
rekreacyjnie trenujących (cokolwiek) odpowiada właśnie brak konkretnego,
mierzalnego celu. Co więcej – ten cel trzeba zwyczajnie w świecie chcieć osiągnąć. Ale chcieć naprawdę, nie na
zasadzie: „fajnie by było to zrobić, ale… jest milion ważniejszych rzeczy i tak
naprawdę to nic się nie stanie jeśli się nie uda”. Przy takim podejściu można
być już z góry pewnym porażki. Wówczas można mieć pretensje wyłącznie do samego
siebie. To naprawdę nie wina braku czasu, predyspozycji, czy innych przeszkód. Wszak
„kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu”. Niby to banalne, jednak
jakby wiele osób o tym zapominało, lub nie chciało myśleć. Żeby nie było – nie nawołuje
tym samym do tego byśmy za każdym razem mierzyli sobie (między)czasy oraz
wszelkie inne parametry biegowe, nie wychodząc z domu bez włączonego Endomondo.
Nie zachęcam również do wydawania na start kilkuset złotych na pro-buty z
różnymi, cudownymi pseudosystemami oraz najlepszą termoaktywną odzież –
koniecznie oczojebną. Zapisanie się na jakiś masowy bieg na 5, czy 10 km może
być fajną motywacją. Nie róbmy tego jednak na 3-4 tygodnie przed biegiem,
podczas gdy wstać z kanapy dopiero zamierzamy. Pośpiech jest zdecydowanie złym
doradcą. Jeśli jesteśmy typowymi „kanapowcami”, czy po prostu trochę się
ostatnimi czasy zapuściliśmy to optymalnym rozwiązaniem będą marsze. Nie ma się
co porywać z motyką na słońce, bo to prosta droga do zniechęcenia oraz
kontuzji.
Mocno pochylona (zgarbiona)
sylwetka, mocne koślawienie lub szpotawienie kolan, dziwne zataczanie nóg na
boki, czy karykaturalne wręcz „łapanie powietrza” rękami. To wszystko można
zaobserwować na ulicy u biegaczy-amatorów. W żadnym wypadku nie chcę tu się
wywyższać. Sam popełniałem sporo błędów, a i dalej moja biegowa technika jest
daleka od ideału. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na podejście do tego co się
robi. Nie ma nic złego w byciu sezonowym
biegaczem. Skoro robimy coś okresowo to warto jednak podejść do tematu
rzetelnie i z głową. Lepsza jest
mniejsza częstotliwość działania, niż większa, negatywnie wpływająca na jakość.
Takie też sam mam obecnie podejście do biegania (a przynajmniej staram się
takie mieć). Nie - jak najwięcej, jak najszybciej, ile starczy motywacji i
tchu. Skoro wiesz, że i tak zawodowcem nie będziesz to wcale nie musisz
wychodzić w swoim trenowaniu dalece poza strefę komfortu (czasem to się jednak
przydaje). Jeśli czerpiesz przyjemność z samego procesu biegania to super, możesz
biegać przez większość roku. Mam tylko nadzieję, że wiesz co robisz. Jeśli
bieganie jest dla Ciebie bardziej narzędziem (tak jak dla mnie) to wyznacz
sobie np. 1-2 okresy w roku, które przeznaczysz na cykle biegowe (po 6-8
tygodni). Z tym narzędziem, to mam na myśli sytuacje kiedy bieganie ma Ci
posłużyć do konkretnego, innego celu. Najczęściej do zgubienia masy ciała
(tkanki tłuszczowej) lub budowy wytrzymałości tlenowej. Bieganie do realizacji
tych celów nie musi być jednak koniecznie, o czym chyba wielu nie wie, lub nie
jest całkiem świadomych.
Zanim zaczniemy biegać warto
byłoby (oprócz uświadomienia sobie celu) przeanalizować naszą budowę ciała oraz
biomechanikę ruchu. Wszyscy w jakiś sposób różnimy się od siebie fizycznie.
Czemu więc wszyscy mielibyśmy biegać tak samo, w podobnym tempie i biegając te
same dystanse? Bieganie bieganiu nie równe. Przebiegnięcie w solidnym tempie 2
kilometrów ma zgoła inny wpływ na organizm niż zaliczenie (pół)maratonu. Ale
czy bieganie (w jakiejkolwiek formie) każdemu wyjdzie na zdrowie? Otóż nie. Jeśli
Twój kręgosłup ma pogłębioną lordozę lędźwiową (hiperlordozę) to dłuższe biegi
mogą ją pogłębić oraz powodować ból w okolicach lędźwi. Innym problemem
związanym z postawą jest hiperkifoza, czyli pogłębienie naturalnej krzywizny
kręgosłupa w odcinku piersiowym. Taki typ wady postawy charakteryzują barki
wysunięte do przodu (protrakcja), schowana klatka piersiowa i okrągłe plecy
(garbienie się). Częste bieganie może pogłębić i tę wadę. Podobnie sprawa ma
się z bocznym skrzywieniem kręgosłupa, czyli kifozą. Kolejnym przeciwskazaniem
związanym ze strukturą naszego ciała jest znaczna szpotawość lub koślawość
kolan. Oczywiście z tym wszystkim można jakoś walczyć, szczególnie jeśli
jesteśmy stosunkowo młodzi. Chcę zwrócić tylko uwagę, że wielu ludzi biega nie zdając sobie sprawy z tego, że tak naprawdę
pogarszają funkcjonalność i postawę własnego ciała. Jeżeli chcemy
koniecznie biegać to wspierajmy biegi przemyślanymi treningami siłowymi, które
będą niwelować nasze wady postawy, czy dysbalanse mięśniowe. Częstym błędem
jest samo bieganie, bez zastanowienia się jaki to ma rzeczywisty wpływ na nasze
ciało.
Bieganie po kilka kilometrów to
wysiłek wytrzymałościowy, w którym pracuje głównie dolna połowa ciała. Jeśli
zależy nam na lepszym zdrowiu oraz estetycznej sylwetce to zawsze lepszym
wyborem będzie uprawianie tylko treningu siłowego niż tylko biegania. Bieganie
same w sobie może być fajnym uzupełnieniem, jednak jako główna i jedyna
dyscyplina niekoniecznie przyniesie nam takie rezultaty jakie byśmy chcieli odnieść
w kwestii poprawy jakości sylwetki. Często można się spotkać z błędnym
myśleniem typu „ im więcej tym lepiej, więcej schudnę, będę zdrowsza/zdrowszy”.
Zdecydowanie nie tędy droga. Pomijając już kwestie kortyzolu, czy silnego
katabolizmu. Człowiek nie jest stworzony
do pokonywania ciągłym biegiem dłuższych dystansów (>10km). Nie jest przypadkiem,
że według źródeł (legend?) pierwszy maratończyk po dobiegnięciu do celu zmarł.
Nie jestem fanem „zażynania się”, z punktu zarówno zdrowotnego jak i
sylwetkowego lepsze są biegi krótsze (do ok. 5km).
Reasumując: zanim zaczniesz
biegać na dobre pozwól by ktoś zaznajomiony z tematem spojrzał na Twoje ciało i
technikę biegu. Może oszczędzić Ci to dużo zdrowia, a także mentalnych
rozczarowań. Nie każdy musi biegać, a dla wielu inne aktywności fizyczne mogą przynieść
dużo więcej pożytku na różnych płaszczyznach. Więcej o bieganiu na pewno
wspomnę w przyszłości. To takie moje przemyślenia na początek, „słowo na
biegową niedzielę” : ) Powodzenia wszystkim w osiąganiu swoich celów, oraz
ustalania i realizowania ich z rozsądkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz