wtorek, 23 maja 2017

Po gali w Poznaniu

Za mną wizyta w Poznaniu. Podczas krótkiego,  jednodniowego wypadu znalazłem czas nie tylko na obejrzenie gali, ale i turystykę.

Jak dotychczas w stolicy Wielkopolski bywałem tylko przejazdem. Tym razem udało się zwiedzić najbardziej znane atrakcje Poznania, przynajmniej te nieopodal centrum. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Choć pogoda nie rozpieszczała, (cały dzień pochmurny) to wypad oceniam na udany. Co mnie nieco zdziwiło – wszechobecna cisza, spokój, i brak tłumów (może poza okolicami ratusza i starego rynku). Być może to po prostu kwestia wspomnianego klimatu. Kilka lat założyłem sobie plan odwiedzenia wszystkich polskich miast większych od Torunia. Za sprawą Poznania dorzuciłem kolejny „skalp”, a do całkowitej realizacji planu zostały już bodaj tylko 3 miasta z kilkunastu.



Co do samej gali. Dotarłem tam wraz ze znajomym o godz. 19:15. Dość wiekowy obiekt był praktycznie jeszcze pusty – było na nim max. kilkadziesiąt osób. Parę chwil po naszym wejściu rozpoczęła się już walka Kamila Gardzielika z Przemysławem Gorgoniem. W sumie miły zaskok – trafiliśmy idealnie na początek… jak się jednak potem dowiedzieliśmy nie był to pierwszy pojedynek tego wieczoru. Wcześniej w ukraińsko – białoruskiej potyczce Oleksandr Stretsky zdołał zastopować Andreia Abramenkę w 2 rundzie. Lekki niesmak, gdyż na bilecie godzina 19:30 widniała jako moment rozpoczęcia gali. Na szczęście dalsza część imprezy ten niesmak mi zrekompensowała.



Kamil Gardzielik vs. Przemysław Gorgoń

Spodziewałem się, że walka dwóch młodych i niepokonanych zawodników może skraść „show”. Rzeczywiście, pojedynek był bardzo interesujący i żwawy. Spodziewałem się również, że nieco lepszy boksersko Gardzielik wypunktuje przeciwnika. Tak też się stało, choć wcale łatwo nie było. Faworyt publiczności, pięściarz z Wielkopolski zapoznał się z matą ringu już w pierwszej rundzie. Potem co prawda zaczął przejmować kontrolę, ale w każdej z rund przyjął coś mocnego. Ostatecznie sędziowie byli jednomyślni i wypunktowali zwycięstwo Gardzielika w stosunku 38-37. Gorgoń mimo porażki pokazał fajny, ofensywny boks, z kolei bardziej perspektywiczny Gardzielik musi  jeszcze popracować nad obroną i lewym prostym.

Przemysław Zyśk vs. Tomasz Goluch

Na papierze wydawało się, że jest to walka do jednej bramki i tak też było. Goluch sprawił na mnie wrażenie typowego ziomka z osiedla, który w wolnym czasie lubi poboksować. Zyśk po słabszej, ostatniej walce tym razem zrobił co do niego należało. Nokaut wisiał w powietrzu od początku, a spieszący się na wesele Przemek zakończył całą sprawę już w 2 rundzie.



Paweł Wierzbicki vs. Paweł Sowik

Zdaje się, że mieliśmy tu cichą podmiankę przeciwnika na dni (godziny?) przed walką. Jeszcze kilka dni przed pojedynkiem jako przeciwnik Wierzbickiego anonsowany był niejaki Oleksandr Pavliuk. Ostatecznie Paweł zmierzył się z niejakim Pawłem Sowikiem, który miał na koncie tylko jedną walkę – przegraną. W sobotę dodał kolejną porażkę. „Wierzba” metodycznie demolował dobrze zbudowanego, ale zupełnie surowego boksersko Sowika. Tak o to mistrz Polski, kreowany swego czasu na następcę Andrzeja Gołoty przywitał się z zawodowymi ringami w swoim profesjonalnym debiucie. Włodzimierz Kromka przerwał walkę w 2 rundzie, po kolejnych mocnych ciosach pięściarza z Sokółki. Co ciekawe, nieopierzony Sowik zdecydował się na boks pod wpływem kolegi z celi, kuzyna Mameda Khalidova. Póki co rady kompana zza krat nie owocują.

Przemysław Runowski vs. Alain Chervet

W zapowiedzi pisałem, że nie zdziwię się jeśli Przemek wygra to przed czasem. Tak też się stało, choć nie spodziewałem się, że „Kosiarz” zrobi to w tak dobrym i efektownym stylu. Chervet od początku był agresywny, szybki i ofensywnie nastawiony. Zimna krew i dojrzałość bokserska były jednak zdecydowanie po stronie Runowskiego. To też przesądziło o losach tego pojedynku. Kosiarz przetrwał początkowe ataki Szwajcara i zaczął rozbijać rywala z chirurgiczną precyzją. Po kolejnym mocnym prawym sierpie Przemka narożnik Cherveta poddał swojego podopiecznego. Wcześniej Szwajcar padał dwukrotnie na deski ringu. Świetny występ „Kosiarza”. Czekamy na większe wyzwania dla Przemka, który z walki na walkę prezentuje się co raz lepiej.

Patryk Szymański vs. Rafał Jackiewicz

Chyba najlepsza walka poznańskiej gali. Kilka chwil przed pierwszym gongiem rzekłem do kumpla, że ta walka raczej prędko się nie skończy. Pół minuty po rozpoczęciu pojedynku Jackiewicz padł na deski i wydawało się, że mogę się bardzo pomylić. Nic z tych rzeczy. Weteran szybko się pozbierał i choć początek walki należał zdecydowane do Szymańskiego, to potem Rafał dochodził do głosu co raz częściej. Szymański znów nie do końca do siebie przekonał. Wygrał walkę dość wyraźnie, choć przyjął sporo mocnych ciosów od kilkanaście lat starszego i sporo mniejszego przeciwnika. Po jednym z firmowych prawych Jackiewicza pod Szymańskim ugięły się nogi i polski prospekt znalazł się w opałach. Ostatecznie każdy z sędziów przyznał Patrykowi punktowe zwycięstwo, jednak „Wujcio Rafcio” pokazał, że przed Patrykiem nadal jeszcze sporo pracy. Może czas pomyśleć o zmianie trenera?



Krzysztof Włodarczyk vs. Noel Gevor

Walka wieczoru nie była porywająca, nie oszukujmy się. Taki scenariusz można było jednak przewidzieć. Gevor walczył bardzo zachowawczo, ekonomicznie i „na zrywach”. Widać było, że podchodzi do Diablo i jego siły z dużym respektem. Włodarczyk nie zachwycił, ale w sumie… boksowal w swoim stylu. Mało aktywnie, z zadawaniem pojedynczych ciosów. Według mnie zdecydowanie za długo się zastanawiał z przejściem do ataku, za rzadko podejmował inicjatywę. Mimo wszystko jego ciosy były groźniejsze niż te Gevora. Niemiec ormiańskiego pochodzenia robił nieco więcej szumu, choć sporo z jego uderzeń było nieprecyzyjnych. Walka generalnie oscylowała wokół remisu i z tego powodu jakieś tam emocje jednak budziła. Wysoka stawka również je potęgowała i chyba spowodowała u zawodników mały paraliż. Sędziowie opowiedzieli się za Diablo w stosunku 2 do 1 i sądzę, że to uczciwy werdykt. Krzysiu wygrał, choć lepszym bokserem już raczej nie będzie. Z Gassijewem sukcesu niestety nie wróżę. Podopieczny Abela Sancheza w potencjalnej walce będzie miał o wiele więcej atutów.



Reasumując: gala jak i cały wypad na plus. Była to jedna z ciekawszych imprez bokserskich na jakich dotychczas byłem. Z chęcią do stolicy Wielkopolski jeszcze zawitam. Czy to w roli kibica, czy turysty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz