Za nami naprawdę interesująca
gala w Nowym Jorku. Nie wiedzieć czemu – nietransmitowana na żadnym kanale
platformy Cyfrowego Polsatu. O grzechach „słonecznej” stacji jeszcze za chwilę.
Wróćmy na Brooklyn, gdzie mogliśmy (komu w jakikolwiek sposób udało się
obejrzeć galę) zobaczyć 3 pasjonująco zapowiadające się potyczki.
Jarell Miller – Gerald Washington
Pierwsza interesująca walka odbyła
się pomiędzy pięściarzami „królewskiej” kategorii. Naprzeciw siebie stanęli
sporo krzyczący Jarrell Miller oraz niedawny pretendent od pasa mistrzowskiego
federacji WBC – Gerald Washington. Miała to być weryfikacja rzeczywistych
możliwości zawodnika o jakże sympatycznym przydomku „Big Baby” (należącego do
135-kilogramowego Millera). O tym na co stać Washingtona mniej więcej już
wiedzieliśmy. Blisko 4 metry i 250
kilogramów chłopa w jednym ringu robiło wrażenie. Większą siłą rażenia
dysponował Miller, co uwidaczniało się z każdą rundą. Washington starał się
trzymać rywala na dystans i stopować jego zapędy ciosami prostymi, jednak
dysproporcja zwierzęcej, surowej siły była w tym przypadku za duża. Takiego
tura jak „Big Baby” niezwykle ciężko
naruszyć, a przypomnijmy że jeszcze niedawno lekcji boksu chciał mu udzielać
dość wątły jak na tę kategorię Artur Szpika J
Miller systematycznie dobierał się do skóry Washingtona, trafiając go co raz
mocniejszymi ciosami, po przedarciu się do półdystansu. Ostatecznie sędzia
zdecydował się przerwać potyczkę po 8 rundzie, kiedy 35-letni Washington był
już dość mocno zmaltretowany takim przebiegiem walki. Dla niego to już raczej
koniec marzeń o bokserskich szczytach, natomiast „Big Baby” (na co dzień
sparingpartner Adama Kownackiego) udowodnił, że jest mocnym graczem i
zagrożeniem dla wielu z czołówki tej kategorii. Pomimo pewnych ograniczeń
(przeciętna szybkość, chyba jednak zbyt wysoka waga) siła i ofensywny styl
Millera muszą być respektowane przez każdego. Nie znaczy to oczywiście, że jego
szanse na wygrane ze ścisłym topem byłyby wielkie, ale fajnie byłoby zobaczyć
go z zawodnikiem typu Dillian Whyte, czy Andy Ruiz Jr.
Rezultat: Jarell Miller RTD 8
Jermall Charlo – Jorge Sebastian
Heiland
Druga godna uwagi potyczka
nowojorskiej gali to pojedynek pomiędzy jednym z braci Charlo – Jermallem, a
trochę niedocenianym Jorge Sebastianem Heilandem z Argentyny. Walka miała
status eliminatora do mistrzowskiego tytułu federacji WBC w kategorii wagowej
do 160 funtów. Nie będę się tu przesadnie rozpisywał, bo przyznam że walki
niestety nie oglądałem (choć chciałem). Faworytem był raczej Amerykanin i
ostateczny test przed atakiem na tron zdał śpiewająco. Heiland w swoim stylu
starał się zdominować rywala, jednak Charlo spokojnie trzymał rywala na dystans
i jak się okazało – szybko go rozszyfrował. Jermall rzucał Argentyńczyka na
deski w drugiej i czwartej rundzie. Po drugim nokdaunie walka nie została już
wznowiona. Jermall Charlo potwierdził swój niemały potencjał. Teraz pozostaje
mu zasiąść za kilka tygodni w fotelu i obejrzeć szumnie zapowiadający się
pojedynek Saula Alvareza z Gennadijem Golovkinem. Bardzo możliwe, że jego
zwycięzca zaboksuje właśnie z Amerykaninem.
Rezultat: Jermall Charlo TKO 4
Mikey Garcia – Adrien Broner
W walce wieczoru gali transmitowanej
przez telewizję Showtime zmierzyli się kontrowersyjny, były mistrz 4 kategorii
wagowych Adrien Broner oraz znakomity Mikey Garcia, który nie tak dawno wznowił
karierę bokserską po 2,5 letniej przerwie (z powodu problemów z promotorem).
Faworytem był Garcia, choć Broner to pięściarz którego szans mimo wszystko nie
można nigdy przekreślać. To wciąż kawał zawodnika i stosunkowo młody gość.
Garcia potwierdził jednak swój kunszt i przynależność do czołówki zawodników
bez podziału na kategorie wagowe. Broner starał się trzymać fason, jednakże z
czasem stawał się co raz bardziej statycznym celem dla rozkręcającego się
oponenta. „Luźniejszy” i bardziej kreatywny Garcia trafiał go prostymi ciosami
oraz przejął kontrolę nad walką. „The Problem” starał się przejąć inicjatywę w
drugiej części pojedynku, jednak jego starania nie przyniosły zbyt wielkich
rezultatów. Wywodzący się z niższych kategorii Garcia dowiózł wyraźne
zwycięstwo do końca, a dowodem jego dominacji są statystyki ciosów.
Legitymujący się imponującym rekordem (37-0, 30 KO) Garcia doprowadził do celu
blisko dwukrotnie więcej uderzeń niż przeciwnik. Mikey w poszukiwaniu
prawdziwych wyzwań musi skierować teraz swoją uwagę na absolutnie wybitne nazwiska,
takie jak Crawford, Linares, Thurman, Pacquiao, czy Łomaczenko. Oczywiście
doprowadzenie do starcia z większością z nich będzie bardzo trudne. Trzeba też
przyznać, że w sytuacji Garcii mierzenie się teraz „zaledwie” dobrymi rywalami nic
mu już sportowo nie da. Dobrze, że sam zainteresowany ma tego świadomość i jak
przyznał – poważnie rozważa kolejną zmianę kategorii, właśnie w poszukiwaniu
kolejnych wyzwań. Co z Bronerem? Adrien „The Problem” Broner ma teraz prawdziwy
problem. Potencjał marketingowy jego kreacji zdaje się już dogorywać. To już
nie jest nieskazitelny, ekscytujący i sponiewierający rywali pięściarz.
Udowodnił to już zresztą Maidana. Może być tak, że kochający pieniądze
Amerykanin zarobił właśnie swoją ostatnią, 7-cyfrową wypłatę. Coś się skończyło,
ale też zaczyna coś nowego. Jakie będą dalsze losy Bronera? Zobaczymy. Jak
przypomina on sam: „wciąż jest mistrzem 4-kategorii wagowych, kimś kto zapisał
się w historii boksu”.
Rezultat: Mikey Garcia PTS
Co za tydzień?
Przyszła sobota nie będzie
szczególnie obfitować w bokserskie zmagania na najwyższym, światowym poziomie.
Warto jednak wspomnieć o gali w Los Angeles. W walce wieczoru zaprezentuję się
fenomenalny Wasyl Łomaczenko. Fenomenalny nie jest niestety jego rywal.
Naprzeciw niego stanie Miguel Marriaga. Niezły bokser, jednak ktoś taki jak
Ukrainiec nie powinien mieć z nim większych problemów. Jedyne co może poprawić
jeszcze renomę Łomaczenki to starcie z innym wybitnym zawodnikiem, np. kimś
takim jak wspomiany wcześniej Garcia. Doprowadzenie do takiego starcia łatwe
nie będzie z uwagi na przedstawicieli tych pięściarzy, no ale... czasem sport
wygrywa nawet z układami. Walkę wieczoru w Kalifornii poprzedzi przyzwoite
zestawienie w kategorii lekkiej. Raymundo Beltran zmierzy się w nim z Bryanem
Vasquezem.
Karny ku... jeżyk dla Polsatu
Jak się ostatnio dowiedzieliśmy, głośna (choć jednak cyrkowa) walka pomiędzy Floydem Mayweatherem Jr, a bożyszczem MMA – Conorem McGregorem będzie transmitowana w Polsce. No nie ma w tym nic dziwnego, nie jesteśmy w końcu jakimś krajem „trzeciego świata”. Nie jesteśmy też ani rodakami głównych bohaterów, ani ludźmi mieszkającymi w bogatym kraju, gdzie boks jest niezwykle popularny. Innego zdania są chyba władze Polsatu. O to Polska obok USA i Wielkiej Brytanii staje się kolejnym krajem, gdzie to wydarzenie będzie transmitowane w systemie PPV... Żenujące zachowanie Pana Mariana Kmity i spółki. Nie dość, że płacimy niemałe pieniądze za niedawno powstały kanał dedykowany dla kibiców sportów walki (Polsat Sport Fight) to każe się nam po raz kolejny płacić dodatkowo za obejrzenie freak fightu z Ameryki. Freak fightu, którego bohaterowie nie są znani tzw. kibicowskim januszom, no nie czarujmy się. Jestem przekonany, że wynik sprzedaży tej transmisji PPV w Polsce ustanowi nowy rekord... w jak najmniejszej ilości odbiorców. O co tu chodzi? Powstaje nowy kanał sportów walki, a potyczka o takim prestiżu jak Garcia – Broner nie jest w nim transmitowana. Za chwilę dostajemy z kolei „ekskluzywną” możliwość dodatkowego zapłacenia za obejrzenie walki podstarzałej już legendy boksu z debiutantem w zawodowym boksie (jakby nie patrzeć). Daleki jestem od systematycznego "hejtowania", jednak uważam że w tym przypadku ktoś zdecydowanie powinien pójść po rozum do głowy...
![]() |
Znak, który zaczynamy widywać za często |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz