Dzieje się ostatnio w bokserskim
środowisku. Trochę mnie tu nie było, więc przedstawię w skrócie moje opinie na
temat ostatnich, głośnych wydarzeń na zawodowych ringach.
Parker – H. Fury, czyli waga ciężka jeszcze niekoniecznie rozkwita
23 września na gali w Manchester
Arena miała miejsce walka o mistrzostwo świata wagi ciężkiej, a zarazem potyczka,
o której większe pojęcie mieli jedynie koneserzy boksu… Co najgorsze, ci
nie-koneserzy nie mają absolutnie czego żałować. Była to niestety jedna z
najnudniejszych walk o światowy czempionat wszechwag w ciągu ostatniej dekady.
Emocji mógł nadawać jedynie względnie wyrównany przebieg tej walki. Sam
spektakl stał jednak na niskim poziomie. Wystraszony bratanek Tysona Fury’ego
swój boks opierał na obskakiwaniu mistrza. Nie byłoby w tym nic strasznego,
gdyby nie fakt, że do tego dochodziły najwyżej 2-3 solidne ciosy w ciągu rundy.
Parker był stroną dominującą, ale skuteczność jego ataków również stała na
bardzo miernym poziomie. Wygrał tę walkę jedynie większą aktywnością. Absolutny
minimalizm, choć wygrana zasłużona. Ci, którzy uważają, że wygrał Fury.. no
cóż. Nie dopuśćmy, by boks umożliwiał zostanie mistrzem świata w wadze ciężkiej
po 12-rundowej ucieczce i 2-3 pacnięciach na rundę. Pominę już tutaj kwestię „atletyzmu”
młodego Fury’ego. Dobrze, że wygrał Parker. Nie da się jednak nie zauważyć, że
jego boks się nie rozwija. 3-4 lata temu był uznawany za mega-talent. Od tamtej
pory nabrał trochę masy (i to niekoniecznie mięśniowej), a jego umiejętności się
nie polepszyły. Jeśli Nowozelandczyk czegoś w swoim treningu nie zmieni, to
prawdopodobnie spotka go za jakiś czas brutalna weryfikacja – i to
niekoniecznie w pojedynku unifikacyjnym.
WBSS w toku, czyli Dorticos – Kudryashov, Briedis – Perez i
Głowacki – Bruzzese
Do kolejnych ciekawych potyczek
doszło w 1/8 turnieju World Boxing Super Series, w wadze junior ciężkiej.
Pojedynek Dorticosa z Kudryashovem budził chyba największe emocje. I takie też
przyniósł. Naprzeciw siebie stanęło dwóch chyba najmocniej bijących pięściarzy
w tej dywizji. Mocnych ciosów nie brakowało od samego początku, ale nieco
sprytniejszy i szybszy był Kubańczyk. Rosjanin to naprawdę kawał silnego „zwierza”,
jednak Dorticos obnażył jego wszystkie słabości – tj. niezbyt dużą szybkość,
mało efektywną obronę i otwieranie się przy atakach. Walka zakończyła się w drugiej
rundzie, po kontrze Dorticosa z prawej ręki. Dynamika, timing i precyzja
Kubańczyka są naprawdę godne podziwu. Jego prawdopodobny pojedynek z Gassievem
w półfinale zapowiada się ekscytująco. Tydzień później, w Rydze doszło do walki
innego mistrza wagi junior ciężkiej. W ramach kolejnego pojedynku 1/8 finału
spotkali się Mairis Briedis oraz największa niewiadoma turnieju – Mike Perez.
Faworytem był mistrz świata federacji WBC, czyli Łotysz. Licznie zgromadzonej
publiczności chyba jednak nie porwał. Mnie tym bardziej. Walkę wygrał
zasłużenie, choć na jego boks ciężko było patrzeć. Po każdym ataku wchodził w
klincz i przytrzymywał niższego Kubańczyka. Perez nie mógł za wiele zrobić –
głównie za sprawą takich właśnie zagrywek rywala. Walka generalnie bez większej
historii i do szybkiego zapomnienia. Przed pojedynkiem wieczoru do ringu
wyszedł z kolei nasz rodak, były mistrz w wadze cruiser. Krzysztof Głowacki,
pomimo wielu problemów zdrowotnych (jak się potem okazało) skrzyżował w ringu
rękawice z mało znanym Włochem – Leonardo Damienem Bruzzese. Niepełna
dyspozycja „Główki” nie była tu jednak większym problemem, gdyż przeciwnik
okazał się bardzo miernym pięściarzem. Od początku zarysowała się przewaga
Polaka, który systematycznie przełamywał. Ostatecznie walka zakończyła się w 5
rundzie, kiedy znacznie słabszy fizycznie Włoch dosłownie padł na kolana. Cóż,
martwią trochę te ciągłe urazy Krzyśka. Poniekąd wynika to z jego stylu oraz mocnego
ciosu. Oby wykurował się już w pełni do następnej walki, a ta ma się odbyć za
kilka miesięcy. Głowacki jako zwycięzca zachowuje status pierwszego rezerwowego
w turnieju WBSS.
Co ten Wilder i jego rywale, czyli dalszy ciąg telenoweli
Za miesiąc, 4 listopada miało
dojść do chyba najtrudniejszej obrony pasy przez mistrza świata wagi ciężkiej
federacji WBC – Deontay’a Wildera. Dwumetrowiec z Alabamy miał podjąć rękawice
unikanego w tej wadze Luisa Ortiza. Świetna wiadomość dla fanów boksu, ta
potyczka rzeczywiście zapowiadała się bardzo interesująco. Zapowiadała.. bo
jednak się nie odbędzie. Po raz trzeci walka Wildera w obronie mistrzowskiego
tytułu zostaje odwołana z powodu „wpadki” dopingowej jego rywala. Po raz drugi
wpadkę zaliczył rywal, który miał być zdecydowanie najsilniejszym rywalem
Wildera w karierze i ostatecznie zweryfikować umiejętności mistrza, który
wszystkie obrony zaliczył ze stosunkowo przeciętnymi rywalami. Luis Ortiz wpadł
na przyjmowaniu leku na nadciśnienie, który może też służyć jako substancja
maskująca po sterydowym cyklu. Jego tłumaczenia wydają się dość mało wiarygodne
(rzekomo zapomniał zgłosić przyjmowanie takiego leku do organu
antydopingowego). Wiadomo, że federacja WBC najmocniej ze wszystkich walczy z
dopingiem, a kontrole przed potyczkami o mistrzostwo świata WBC są chyba
najskrupulatniejsze. Przekonali się o tym także Polacy (Wawrzyk, Cieślak,
Jeżewski). Z drugiej strony, nie wiem czy nie popadamy ze skrajności w
skrajność. Lista środków zakazanych przez WADA dynamicznie się rozszerza, a
gdybyśmy przebadali zwykłych ludzi, to nawet wśród nich niejeden zaliczyłby
pozytywny wynik w badaniu antydopingowym. Wpaść można nawet na lekach na
przeziębienie, nie mówiąc już o śladowych zanieczyszczeniach niektórych
suplementów. To jednak temat na osobną, dłuższą dyskusję. Wilder ostatecznie
zmierzy się w rewanżu z przeciwnikiem, któremu odebrał mistrzowski pas –
Bermane’m Stiverne. Walka na pewno mniej atrakcyjna, choć małego smaczku może
dodać fakt, że Stiverne to jedyny przeciwnik, którego Amerykanin nie zdołał w
swojej karierze znokautować. Czy uda mu się to tym razem? Mam nadzieję, że tak
a potem zobaczymy w końcu Wildera z kimś z realnego top 5 w światowym rankingu
królewskiej kategorii…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz