Jakiś czas temu, kiedy
przeglądałem ofertę internetowej księgarni moją uwagę zwróciła pozycja pt. „Dieta
sportowców wytrzymałościowych. Odżywianie i suplementacja”. To jej będzie
dotyczyć dzisiejszy wpis.
To co zwróciło moją uwagę to
fakt, że o wydaniu tej pozycji w naszym kraju było bardzo cicho. Po dość
gruntownym przeczytaniu jej postanowiłem ocenić tytuł na najpopularniejszym „książkowym”
portalu w internecie, czyli na lubimyczytac.pl. Ku mojemu zdziwieniu –
wyszukiwarka zupełnie nie wiedziała o co mi chodzi. Zarówno jeśli chodzi o tę
konkretną pozycję, jak i autorkę tej książki. Ostatecznie sam wzbogaciłem
największy katalog książek o obiekt dzisiejszej recenzji. Moje zdziwienie opierało się natomiast głównie
na tym, że jest to pozycja w pewnym sensie unikatowa na polskim rynku
wydawniczym. Jak dotychczas ciężko było znaleźć jakikolwiek, inny tytuł o
analogicznej tematyce i wydany w polskim języku.
Czy uważam zatem, że jest to
pozycja obowiązkowa? Niekoniecznie, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę samą grupę „wytrzymałościowców”.
Niemniej nie jest to na pewno książka zła. Przechodząc do rzeczy.
Pierwsza część omawianego tytułu
to rozdział dotyczący podstaw odżywiania, z naciskiem na kontekst aktywności o
charakterze wytrzymałościowym. Mamy tu więc opis makro- i mikro- składników
diety, wyróżnienie najpopularniejszych środków odżywczych oraz podstawy
fizjologii. Tak jak należy. Część druga to przejście do bardziej praktycznych
wskazówek i rad dotyczących projektowania diety sportowca. Mamy tu nakierowanie
na rodzaj produktów wartych uwagi, dostosowanie systemu żywienia do danych
okresów, czy porady odnośnie zwiększenia ilości tkanki mięśniowej. Znalazło się
tu też miejsce na skromny rozdział dotyczący środków ergogenicznych, czyli
suplementów. Sugerując się tytułem, liczyłem jednak na znacznie więcej treści
dotyczących tego tematu. Cała książka jest dość gruba (przeszło 400 stronic), a
na opis wspomnianych środków ergogenicznych przeznaczono ledwie 30 stron. Tutaj
ewidentnie widać, że autorka nie jest zwolenniczką sięgania po suplementy i
potraktowała temat „po macoszemu”. Ma do tego pełne prawo, jednak w takim
wypadku można by jednak pomyśleć nad korektą tytułu książki. Przejdźmy dalej.
Część III to wskazówki żywieniowe pod kątem konkretnych dyscyplin. Mamy tu
przedstawione schematy żywieniowe dla dyscyplin takich jak triatlon, bieganie,
pływanie oraz kolarstwo. Pokrótce opisano też mniej znane sporty, będące
pochodną tych dyscyplin. Można powiedzieć, że książka ma konkretnych adresatów.
Część IV dotyczy specjalnych względów żywieniowych, tj. diety w obliczu
niektórych jednostek chorobowych, lub stanów organizmu wynikających z
dojrzewania, czy ciąży. Przydatne rzeczy, ten rozdział przypadł mi do gustu
chyba najbardziej. Na końcu książki znajdziemy także „dodatki”, czyli tabele z
indeksem glikemicznym, spisy substancji, przykłady posiłków. Zrobione jak
należy, chociaż nic rewolucyjnego tam nie znajdziemy.
Ostatnie zdanie jest kluczowe w
kwestii ogólnej oceny „Diety dla sportowców wytrzymałościowych”. Książka
zawiera zbiór dość podstawowych informacji na omawiany temat. Myślę, że
wyjadacze sportu, z „Iron man’ami” , czy maratonami na koncie za wiele nowych,
praktycznych rzeczy się nie dowiedzą. O wiele więcej wyciągną z tej lektury
początkujący i to przede wszystkim im można by zadedykować ten tytuł. Tytuł, który jest napisany poprawnie oraz uwzględnia sporo istotnych, lecz podstawowych rzeczy. Często wskazówki
mają tu postać typu: „nie czekaj aż będziesz odczuwał pragnienie,
odpowiednio nawodnij się przed wysiłkiem”, lub „ważniejsza od suplementów jest
dobrze skomponowana i przemyślana dieta”. Nic złego w tym nie ma, jednak dla
większości zainteresowanych będą to po prostu zbędne banaliki. I to banaliki
powtarzane po kilkanaście razy. Książkę przewertowałem sumiennie, bo
taki mam zwyczaj w przypadku pozycji o podobnej tematyce, jednak jej treść można by
mocno skrócić, bez powtarzania tych samych rad wielokrotnie. Generalnie główny
przekaz tego tytułu można by określić w taki sposób: „Spożywaj odpowiednio dużo
węglowodanów, dbaj o zaspokajanie zapasów glikogenu i odpowiednie nawodnienie.
Podstawą diety mają być produkty pełnoziarniste.” Właśnie. Tytuł nie ustrzegł
się kilku błędów, lub po prostu rażących „szczegółów”. Czytając można odnieść
wrażenie, że niektóre z głoszonych przez autorkę teorii to już archaizmy i
Amerykanka niesłusznie uznaje je za jedyną słuszną drogę do sukcesu. Mocno zarysowuje
się dość „konserwatywne” podejście autorki. Widać też, że Ryan za wszelką cenę
stara się nie urazić „wegetarian”, natomiast jest dość mocno uprzedzona do
suplementacji w sporcie (która w dzisiejszych czasach, wobec wyrównanej rywalizacji
ma co raz większe znaczenie). W oczy raził mnie też przekład polskiego
tłumacza. Beztłuszczową masę ciała (Lean Body Mass) określił np. jako „chudą masę
ciała” i z takim terminem co rusz spotykamy się w tej lekturze. Pan Piotrek
Cieślak niestety się tutaj nie popisał.
„Dieta sportowców
wytrzymałościowych. Odżywianie i suplementacja” nie jest mimo wszystko tytułem
złym. Jak już wspomniałem, na początku recenzji
- jest to pozycja na polskim rynku unikatowa. Jeśli jakiś początkujący
adept sportów wytrzymałościowych zechce zgłębić wiedzę na temat odżywiania, to
sięgnięcie po ten tytuł wydaje się oczywiste. Dla kogoś średnio zorientowanego
w sportowym żywieniu ta książka okaże się przydatną pomocą. Nie radziłbym
jednak traktować zawartych w niej rad niczym biblijnych przykazań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz