środa, 25 października 2017

Pojęcie diety, moje podejście do odżywiania osoby aktywnej


W dzisiejszych czasach, wobec zataczającej co raz szersze kręgi mody „na bycie fit” spotykamy się także z zalewem nowych dietetyków – mniej lub bardziej kumatych. Co raz częściej słyszy się też hasła, że dieta jest najważniejsza, i że trzeba ją trzymać, by aktywność fizyczna miała jakikolwiek sens. Nie neguję tego twierdzenia, ale pochylę się nieco nad interpretacją terminu „trzymanie diety”. Przedstawię też moje podejście do tego zagadnienia i wyjaśnię kiedy zastosowanie precyzyjnie dobranego planu żywieniowego ma sens, a kiedy… niekoniecznie.

Na początku ustalmy sobie, co tak właściwie oznacza termin „dieta”? Otóż dieta jest po prostu sposobem żywienia danego człowieka. Tak więc - „na diecie” jest każdy. Rzecz ma się w tym jak ta dieta w konkretnym przypadku wygląda – jakiego rodzaju produkty spożywamy, w jakich porach i w jakiej ilości. Jeśli  chodzi o liczby to dieta może być doprecyzowana w większym lub mniejszym stopniu.

Czasem da się zasłyszeć, jakim to ktoś nie jest kozakiem z powodu takiego iż „trzyma dietę” i ma wszystko szczegółowo dopięte. Ok, nawet jeśli ktoś skrupulatnie trzyma się planu żywieniowego, w którym ma dokładnie wyliczone kalorie, makro- i mikroskładniki to nie znaczy, że posiada pełną kontrolę nad działaniem swojej diety. Do czego zmierzam? Do tego, że człowiek nie jest maszyną, komputerem. Z tego też powodu NIGDY nie obliczymy dokładnie naszego dziennego zapotrzebowania energetycznego oraz na poszczególne składniki żywieniowe. Takie rzeczywiste zapotrzebowanie jest rzeczą bardzo chwiejną i zależną od ogroma czynników, często takich które w ogóle nie są brane pod uwagę przez dietetyków. Nie ma się co jednak dziwić, gdyż byłoby to zadanie praktycznie nie do zrealizowania. Taki precyzyjny plan może być pozorną kontrolą, czymś dobrym dla naszej psychiki, jednak nigdy to nie będzie pełna kontrola w rzeczywistości. Czy uważam zatem, że dążenie do jak najbardziej precyzyjnego „wyliczania” diet nie ma sensu? Nie. Ma to swoje uzasadnienie w kilku przypadkach, które wyróżniam poniżej:

Jesteś zawodnikiem sportów sylwetkowych – oczywiście nie mam tu na myśli chodzenia na siłownię 2-3x w tygodniu, w celu polepszenia swojego samopoczucia – a już tym bardziej jeśli Twoja wizyta składa się głównie z ćwiczeń aerobowych. W przypadku dyscyplin, gdzie wyznacznikiem sukcesu jest sylwetka, jak największa kontrola żywieniowa jest w pełni uzasadniona, to oczywiste.

Jesteś zawodowcem w innej dyscyplinie – na pewnym poziomie sportowym o końcowym sukcesie często decydują detale. Takimi detalami mogą być np. kwestie dotyczące ilości spożytych węglowodanów, czy czasu spożycia ich w okresie okołowysiłkowym.

Zaczynasz przygodę z siłownią/sportem i jesteś „zielony” – osoby początkujące często nie mają pojęcia ile tak właściwie jedzą, a ile powinny jeść, by ich cele treningowe były możliwe do zrealizowania. Pewne podstawy żywieniowe zawsze warto znać – nawet jeśli nie mamy sztywnego planu żywieniowego. Rozpisanie diety na start ma tutaj spory walor edukacyjny. Taka „zielona” osoba zyska dzięki temu świadomość na temat przybliżonego zapotrzebowania energetycznego, orientacyjnej podaży makroskładników i ich proporcji w rozsądnej diecie. Warto też mieć jakiekolwiek pojęcie na temat kaloryczności poszczególnych produktów spożywczych. Znacznie ułatwi to dobór oraz objętość posiłków w przyszłości.

Po prostu lubisz to robić, masz ku temu możliwość i dobrze się z tym czujesz – Tu chyba nie trzeba nic wyjaśniać. Jeśli dysponujesz taką możliwością, a ważenie każdego produktu i wyliczanie kalorii jest dla Ciebie przyjemnością, to nie ma przecież żadnego problemu, abyś to robił. U niektórych może to być aspekt, który ma duży wpływ na samopoczucie. Może to dawać poczucie kontroli, którego niektórzy potrzebują, by mieć komfort psychiczny.

Słabo znasz swój organizm, a potrzebujesz jak najszybszej poprawy formy – Jeśli przez dłuższy czas byliśmy poza treningiem (np. w okresie roztrenowania, albo rekonwalescencji), to wyczucie przybliżonego zapotrzebowania może być kłopotliwe. Czasem jest tak, że z jakiegoś powodu potrzebujemy jak najszybszego powrotu do formy, ale brak nam punktu zaczepienia jeśli chodzi o sposób żywienia. Wtedy próba jak najdokładniejszego przeanalizowania własnego organizmu pod kątem zapotrzebowania żywieniowego może być zasadna.

Musisz „zrobić” wagę – W niektórych dyscyplinach sportowych zawodnicy mierzą się nie tylko z przeciwnikami, ale i własną masą ciała. Sprawa jest tu o tyle poważna, że sportowców goni czas, a nieosiągnięcie wymaganego limitu może wiązać się z przykrymi konsekwencjami dla zainteresowanego, włączając w to eliminację z udziału w rywalizacji. Kolejna oczywistość.

Jak widać, pomimo mojego punktu widzenia w niektórych przypadkach nacisk na jak najsztywniejszy sposób żywienia jest wskazany. Kiedy w takim razie „trzymanie diety” mógłbyś sobie odpuścić? W przypadku kiedy żadne z powyższych Ciebie nie dotyczy. Jeżeli:

Ø  Masz podstawowe pojęcie (a powinieneś mieć, kiedy trenujesz) o kaloryczności poszczególnych produktów oraz o makroskładnikach i ich mądrym rozdysponowaniu
Ø  Posiadasz już pewien staż treningowy
Ø  Nie jesteś zawodowym sportowcem
Ø  Fakt, że na koniec zaplanowanego cyklu treningowego będziesz mieć 10,3% tkanki tłuszczowej w ciele, a nie 10,0% nie spowoduje u Ciebie załamania nerwowego

… to możesz śmiało odpuścić sobie rygorystyczne plany dietetyczne. W Twoim jak i większości przypadków próba starannego wyliczania diety nie jest konieczna.

Co w takim razie uważam za najistotniejsze przy dopasowywaniu najoptymalniejszego i najpraktyczniejszego sposobu żywienia dla własnej osoby?

Przede wszystkim, obserwuj siebie, obserwuj swój organizm i jego reakcje. Nikt nie powinien poznać i prawdopodobnie nie pozna Twojego ciała niż ty sam. Wiele osób wydaje się nie być, lub nie chcieć być tego świadomym. Uważam, że większość ludzi niedostatecznie dba o swoje zdrowie oraz jakość spożywanego przez siebie pokarmu. Przez lata wykształca się i utrwala nawyki, które mają negatywny wpływ na zdrowie oraz formę „optyczną” (bo to nie zawsze idzie w parze). Zauważyłem, że często dochodzi do swego rodzaju absurdu. Ludzie przez długi czas żyją „byle jak”, niezbyt zwracając uwagę na to w siebie wrzucają, a potem całe swoje zdrowie uzależniają od kilku(nasto) minutowej wizyty u lekarza. Oczywiście, lekarz jest od tego, żeby leczyć, ale jeśli jesteś dorosłą osobą to ostatecznie i tak za swój stan zdrowia odpowiadasz Ty. Przestań więc zrzucać z siebie odpowiedzialność i staraj się żyć tak, by nie dawać lekarzom pretekstu do tego by ich interwencja była konieczna. Mam tu oczywiście na myśli przede wszystkim tzw. choroby cywilizacyjne (często da się im zapobiec) oraz inne schorzenia wynikające z nieodpowiedniego trybu życia oraz sposobu żywienia.

Lekarze kwestii żywienia najczęściej w ogóle nie poruszają, a jest to przecież aspekt niezwykle istotny dla naszego stanu zdrowia. Do tego dodajmy fakt, że takich pacjentów jak Ty mają setki. Indywidualne podejście do pacjenta w zasadzie nie istnieje, choć możesz uważać że opieka lekarska jest w naszym kraju kompleksowa : ) Ja tak nie uważam i nie chodzi mi tu nawet o jechanie po lekarzach (choć z nimi też różnie bywa), ale zwrócenie uwagi na to że system opieki zdrowotnej nigdy nie zagwarantuje Ci zdrowia i tzw. holistycznego podejścia do Twojego przypadku. Może ciut „odleciałem” od tematu, ale naszła mnie taka refleksja, więc się nią podzieliłem. Przejdźmy do meritum, a w zasadzie już podsumowania.

W większości przypadków osób trenujących „trzymanie” precyzyjnie wyliczonej diety nie jest konieczne, a może przynieść nawet negatywne skutki, np. w postaci napięcia psychicznego lub podłamania w wypadku odejścia od sztywno ustalonego planu. Kluczem jest uważna obserwacja swojego organizmu oraz odpowiednie reagowanie na zauważane symptomy. Co konkretniej rozumiem przez obserwację organizmu? Zwracanie uwagi jak reagujemy na określone produkty, co nam służy, a co nie. Istotną kwestią może być regularnie ważenie się i dobieranie objętości diety w zależności od naszych celów i aktualnego stanu. Co do wyboru produktów to oczywiście priorytetem jest spożywanie pokarmów jak najmniej przetworzonych, choć nie popadajmy w paranoję. Jeśli jesteśmy osobami aktywnymi fizycznie to jakiś „cheat” raz na jakiś czas absolutnie nam nie zaszkodzi. Może być za to bardzo pomocny dla naszego samopoczucia, a to jedna z najważniejszych jeśli nie najważniejsza składowa naszego zdrowia. Gdzieś kiedyś usłyszałem teorię, że dietę/zapotrzebowanie kaloryczne wylicza się tylko raz – na początku przygody z aktywnością (lub później jeśli nigdy tego nie zrobiłeś/-aś). Potem dokonujemy już tylko pewnych korekt, w zależności od tego jakie efekty przynosi nam aktualny stan żywienia. Myślę, że jest w tym sporo zasadności. Wraz z rozwojem świadomości i wiedzy nt. odżywiania (konsultacja z ogarniętym doradcą żywieniowym może ten proces znacznie przyspieszyć) rozpisywanie sztywnego planu dietetycznego przestanie być nam potrzebne. Będziemy bazować na naszych odczuciach, a to najlepszy wyznacznik tego czego potrzebuje nasze ciało. Jestem zwolennikiem takiego właśnie podejścia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz