Czas na moją recenzję książki,
która w ostatnich tygodniach zawładnęła internetowym środowiskiem fitnessu (i
nie tylko). Mowa o oczekiwanej przeze mnie od kilku miesięcy „Dietetyce
Sportowej” autorstwa Justyny oraz Krzysztofa Mizerów. O jej popularności
świadczy fakt, że… nie zobaczymy jej na półkach Empiku. Tak przynajmniej było w
pierwszych kilkunastu dniach po premierze książki. Niewtajemniczonym w system
dystrybucji, wyjaśnię: pierwszeństwo sprzedaży ma witryna empik.com, dopiero
potem stacjonarne salony sprzedaży. Tymczasem pierwszy nakład wyprzedał się w kilka dni i za chwilę konieczny był dodruk
kolejnego. Ten również wyprzedał się na pniu…
Niewątpliwie mamy obecnie, w
naszym kraju do czynienia z „boomem” na wszystko co związane z byciem „fit”
(szerzej o tym zjawisku i moich przewidywaniach co do jego przyszłości
zamierzam napisać niebawem). Powstaje tu zatem pytanie: czy rekordowa sprzedaż „Dietetyki
Sportowej” to kwestia nieprzeciętnej klasy książki, czy bardziej wspomnianego boom-u
na wszystko co tylko związane z aktywnością fizyczną i zdrowym odżywianiem? Nie
przedłużając – przejdę do recenzji najnowszego „dziecka” małżeństwa Mizerów.
To co może wydawać się na starcie
nieco podejrzane to dość skromna objętość lektury, jak na koncept autorów - czyli
stworzenie swego rodzaju kompendium wiedzy na temat odżywiania sportowców
różnych dyscyplin. Z ostateczną oceną tego faktu jeszcze jednak poczekam. Tak
poza tym – do wydania i oprawy nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Okładka oraz
wnętrze książki prezentują się bardzo estetycznie. Trzeba tu przyznać, że
okładka zwraca na siebie uwagę. Jest prosta, czytelna i nie zawiera zbędnych
fajerwerków.
Na początku książki mamy
wyjaśnienie podstawowych procesów fizjologicznych ludzkiego organizmu.
Znajdziemy tu parę słów o systemach energetycznych, rodzajach wysiłku, czy o
procesie powstawania tkanki tłuszczowej. Wszystko jak należy, z uwzględnieniem
najbardziej praktycznych rzeczy. Kolejne rozdziały traktują o makroskładnikach
diety – o tym w jakich produktach przeważają, jakie są rodzaje cukrów,
tłuszczów, białek i jak odpowiednio komponować ich podaż oraz proporcje. Tych
informacji nie mogło zabraknąć – a zostały przedstawione w bardzo przystępny
sposób, bez zbędnego owijania w bawełnę. Książkę dopełniają rozdziały na temat
zastosowania płynów oraz suplementów w diecie sportowca, a na samym końcu
znalazło się jeszcze miejsce na wskazówki dietetyczne (przy realizowaniu
określonych celów żywieniowych) oraz podstawowe wytyczne dotyczące odżywiania w
najpopularniejszych dyscyplinach sportowych. Do tego dorzucono jeszcze trochę
przepisów – fajny akcent, którego nie mogło zabraknąć w książce o dietetyce.
Wszystko ładnie, pięknie, a do tego warto dodać, że przedstawiona wiedza jest
poparta licznymi badaniami naukowymi – do których przypisy zamieszczono na
końcu każdego rozdziału. Nie wspomniałem jeszcze o jednym. Na początku każdej części
zamieszczono krótką historię wybranego podopiecznego Państwa Mizerów. Postarano
się by każde z tych studiów przypadku pozwalało wyciągnąć praktyczne wnioski i
dodatkowo zwiększyć żywieniową świadomość czytelnika. To również przydatna
rzecz, choć przyznam, że w wiarygodność niektórych historii było mi dość ciężko
uwierzyć – z uwagi na nieprzeciętną głupotę ich bohaterów J Rozumiem jednak, że na potrzeby książki
posłużono się przypadkami skrajnymi – które pozwalają lepiej zrozumieć
spotykane błędy myśleniowe w odżywianiu sportowców (co istotne – także amatorów).
Choć na recenzowaną książkę
czekałem od dłuższego czasu to przyznam, że miałem pewne wątpliwości co do tego
czy spełni ona oczekiwania. Kiedyś robiłem szkolenia (w trybie on-line) u
Państwa Mizerów i ich poziom był różny, tzn. można było je zdać bez większego
wysiłku – a potem otrzymać certyfikat. Wynikało to z tego, że łatwo było „oszukać
system” i zdobyć papiery bez specjalnego rozwijania swojej wiedzy. To jednak
charakteryzuje teraz większość szkoleń on-line (nawet nie tylko on-line) i za
wiele się na to raczej nie poradzi. Ostatecznie – każdy ma własne sumienie i jeśli
komuś zależy na zdobyciu określonych tytułów przy minimalnym wysiłku to już
jego wybór i jego droga. Jak to mawiał kiedyś jeden z moich mentorów – „rynek i
tak zweryfikuje”. Weryfikacja kompetencji Państwa Mizerów przeszła z kolei
bardzo pomyślnie, a książka nad którą pracowali ponad 3 lata jest tego
najlepszym dowodem. Dodam, że Krzysztof Mizera posiada tytuł doktora, a oboje
stworzyli już pewną ilość publikacji dotyczących żywienia sportowców. Oboje
bywają również gośćmi programów telewizyjnych, gdzie odgrywają rzecz jasna rolę
ekspertów ds. żywienia. Z tym wiązała się też moja inna mała wątpliwość – czyli
nieco celebrycka rola autorów książki. Przeglądając ich profil w internecie
można czasem odnieść wrażenie, że najbardziej promowani są oni… przez siebie
samych. Sami posługują się screenami z ekranu – na dowód, że są „tymi
ekspertami z telewizji”. Niejednokrotnie też czytałem ich autoprezentację,
gdzie kreują się na ludzi bardzo aktywnych i uświadomionych sportowo, ponieważ
przebiegli kilka publicznych biegów. Nie chcę, żeby to teraz zabrzmiało jak
hejt, ale myślę że jeśli ktoś podkreśla głównie własne dokonania (wymienianie z
jak utytułowanymi sportowcami współpracowali jest dokładnie tym samym), to
zazwyczaj oznacza, że coś jest nie tak i parcie na szkło może w tym wypadku przeważać
nad rzeczywistym poziomem kompetencji. W tej sytuacji tak mimo wszystko nie
jest i sądzę, że po wydaniu tej książki obraz nieco się zmieni, a popularność
oraz poważanie dla Justyny i Krzysztofa Mizerów znacznie wzrośnie.
„Dietetyka Sportowa” to książka
„perełka” na polskim rynku wydawniczym. Niby zainteresowanie tematyką
żywieniową gwałtownie u nas wzrasta, ale tego typu książkę ciężko znaleźć.
Chodzi mi o coś skierowanego do ogółu sportowców i nie próbującego wcisnąć
jakiegoś cudownego systemu żywieniowego, leku na całe zło (diety bezglutenowe,
bezmleczne, paleo, samuraj, dieta Kwaśniewskiego, ketogeniczna – do koloru, do
wyboru). Mowa tu oczywiście o wydaniach komercyjnych, ogólnie dostępnych. Moją
uwagę zwróciła ostatnio, np. książka „Nowe trendy w żywieniu i suplementacji
osób aktywnych fizycznie” autorstwa zespołu osób ze środowiska akademickiego.
Jej nakład nie jest jednak zbyt duży, a cena (ponad 130zł) na razie skutecznie
mnie od lektury odstrasza. Niemniej „Dietetyka Sportowa” to pozycja, którą mogę
polecić każdemu, aktywnemu fizycznie człowiekowi. Zawartą w niej wiedzę
przekazano w zwięzły sposób, ze skupieniem na kwestiach praktycznych – nie
znajdziemy tu mega wyczerpujących opisów reakcji biochemicznych – same
użyteczne rzeczy dla kogoś kto chce być lepszym sportowcem, lub czynić takimi
zawodników przez siebie prowadzonych. Operując sloganem – „każdy powinien tu
znaleźć coś dla siebie”, i ja śmiało ją wszystkim rekomenduję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz