W kręgach związanych z treningiem, rozwojem osobistym, czy też w każdej innej społeczności nie raz powtarza się, jak istotne są nasze nawyki. Powiada się, że to właśnie one mają największy wpływ na sposób naszego codziennego funkcjonowania. Mówi się, że Ci którzy osiągają największe sukcesy to bardzo często tzw. "Zwierzęta nawyku". Tak naprawdę nawyki posiada każdy z nas. Różnica polega na tym, że u jednych przeważają te konstruktywne, a u innych destruktywne. Nie jest to jednak jak "czarne i białe". Często możemy mieć problem, lub nie być świadomi rzeczywistego działania naszych nawyków na zdrowie, poziom satysfakcji i ogólne zadowolenie z życia. Nie raz możemy coś uważać za dobry nawyk, ale w ostatecznym rozrachunku nie wygląda to tak kolorowo. Nie zawsze intuicja jest bezbłędna, a czasem może jest po prostu uśpiona, bo tak nam wygodniej w danym momencie. Łatwo jest wpaść w "trans" i utwierdzać siebie samego, że nasza droga i nawyki, których się trzymamy są najbardziej optymalną drogą do obranego przez nas celu. Problem w tym, że takie dążenie często osłabia naszą czujność. Jest łatwiej, mniej męcząco dla umysłu, ale gdzieś się w tym kursie gubimy i zatracamy. Świadomość naszych rzeczywistych potrzeb zaciera się, a my trwamy w naszych nawykowych rytuałach i nawet nie wiemy kiedy przegapiliśmy moment, kiedy należało dokonać rzetelnej weryfikacji naszych celów i środków jakimi do nich dążymy.
Dotyczy to rzecz jasna wszystkich życiowych dziedzin. Może to dla wielu banalne, ale warto co jakiś czas zapytać samego siebie: "Dokąd właściwie zmierzam moimi działaniami?", "Kim tak naprawdę jestem, a kim chciałbym być i dlaczego?", "Co mnie tak naprawdę uszczęśliwia?", "Czy podążam za swoimi rzeczywistymi pragnieniami, czy staram się przede wszystkim coś udowodnić innym?", "Co jest dla mnie najważniejsze i co najbardziej cenię u ludzi?", "Jak sobie wyobrażam siebie za kilka lat?". Bądź świadomy i wiedz po co robisz, to co robisz. Jedna z moich ulubionych myśli głosi, że żaden z otrzymanych przez nas dni już się nigdy nie powtórzy i dlatego powinniśmy wykorzystać go jak najlepiej. Nie działając dla samego działania, ale przeżywać ten dzień prawdziwie, ze znajomością tego co rzeczywiście nas uszczęśliwia i prowadzi do poczucia spełnienia.
Sam zawsze trzymałem się zasady, żeby nie robić niczego bez celu. Nie potrafiłem np. wyjść po prostu na spacer, bez żadnego konkretnego celu i punktu, do którego muszę po coś dotrzeć (do dziś mam z tym problem). Takie podejście może się jednak okazać zgubne, kiedy zasada ta wymusza na nas kreowanie celu na siłę. Często ten cel jest gwarantem niestety tylko złudnego sukcesu i uszczęśliwienia. Przykładem mogą być ludzie, którzy mają swój wymarzony ideał sylwetki, czy wagę którą za wszelką cenę chcieliby osiągnąć. Choć sprawa wydaje się im słuszna, a satysfakcja z osiągniętego celu nieprzeciętna, to "pomyślna" realizacja tego planu często okazuje się tylko fatamorganą. Cel nie zaspokoił naszego ego (bo o jego nakarmienie tak naprawdę chodziło) i zaczynamy szukać kolejnego. Ok... takie jest życie nie jeden pomyśli. Zdobywasz coś i nie spoczywasz na laurach, tylko działasz dalej. W porządku, ale powinniśmy cieszyć się procesami, w których uczestniczymy i mimo wszystko wartościować osiągnięte sukcesy. Wyciągać z nich lekcje i wnioski, które rzeczywiście uczynią nasze życie lepszym. Ciągła gonitwa za kolejnymi, wyimaginowanymi celami to droga donikąd. Można gromadzić przez lata bogactwo materialne, ale cóż z tego kiedy zapuka do nas śmierć - a ta często "wpada" niespodziewanie. Przytoczyłem mroczną wizję - ale może to być też np. poważna choroba, która uniemożliwi nam wiele działań. Z celem często łatwiej się żyje - ok. Pamiętajmy jednak, że często w praktyce jest tak, że kiedy w końcu nieco przychylniej spojrzymy na nasze odbicie w lustrze, lub wynik na wadze, wcale nie stajemy się kimś lepszym, oświeconym, a nasze życie nie odwraca się o 180 stopni.
Nie narzucaj na siebie sztucznie zbudowanej presji. Nie szukaj tego co musisz zrobić. Spraw, by bezcelowe stało się celowym. Chodzi mi o to, by zająć się tym co chcemy rzeczywiście robić i sprawia nam satysfakcję. A cel zrodzi się wtedy sam i nie będzie potrzebował naszych odgórnych, sztywnych kryteriów.
Warto czasem zrobić sobie taką auto-spowiedź i przeanalizować nasze dotychczasowe działania. Nie raz pomocny może okazać się krok w tył, powrót do korzeni. Nadmierna ambicja, czy niecierpliwość nie są dobrymi doradcami, a często sprawiają że tylko krążymy wokół naszego ustalonego celu, ponieważ jego wizja przesłania nam rzeczy fundamentalne. Sam przerabiam teraz okres, w którym z pewnymi rzeczami się cofnąłem. Chciałbym teraz oczyścić umysł i zająć się nimi w bardziej świadomy sposób. Myślę, że w pogoni za czymś "większym" nie poświęciłem wystarczającej uwagi podstawom. Pora przesiąść się do pierwszej ławki i to może nawet szkoły podstawowej. Bo od presji często bardziej wartościowa jest czysta, dziecięca ciekawość. I pozwala zauważyć więcej. Szczególnie pod samą tablicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz