Dziś postanowiłem zająć się tematem motywacji i przedstawić kilka moich refleksji na jego temat. O motywacji pisałem już przed rokiem (link do tego wpisu zamieszczę na końcu), ale tym razem podejdę do tego zagadnienia z nieco innej strony. Lato powoli się zbliża i wiele osób (szczególnie tych skupionych na celach sylwetkowych) wykuwa już od jakiegoś czasu swoją formę w pocie czoła. Kto ma podobne plany, ale wciąż nie potrafi się jeszcze do tego zabrać - niech nie przerywa lektury. Być może mój wpis uświadomi mu kilka rzeczy i w końcu zmotywuje do działania. Niezależnie, czy szuka motywacji treningowej, czy jakiejkolwiek innej.
Hipotetyczna sytuacja: postanowiłeś/-aś w tym roku wziąć udział w publicznym biegu długodystansowym. Do startu pozostało kilka tygodni, ale Tobie wciąż daleko do pokonania planowanego dystansu (nie mówiąc już o jakimś sensownym czasie). Wybrałeś się na jedną z przygotowujących przebieżek. Po 2 kilometrach czujesz, że nie masz sił i najchętniej przerwałbyś bieg - choć to nawet nie półmetek. W sumie to przerywałeś już wiele razy, i nic takiego się przecież nie działo. No poza tym, że znów Ci się nie udało, wróciłeś z ulgą do domu i zacząłeś sam siebie poklepywać (mentalnie) po plecach. W końcu wstałeś i zrobiłeś coś pożytecznego. No, ale zaraz, zaraz... jeszcze nie przerwałeś. Zaczynasz się bić z myślami, bo gdzieś z głębi ducha wkracza do gry ten wojownik, coś co pozwala przetrwać siłą woli w trudnych warunkach i nie ulegać pokusom - coś co u wielu ludzi jest głęboko uśpione. Ogólnie rzecz biorąc, to od siły przebicia tego wojowniczego impulsu (o ile w ogóle się pojawia) zależy to, czy będziemy w stanie kontynuować wysiłek.
Z analogiczną sytuacją mierzy(ł) się praktycznie każdy z nas. Czy to w kontekście wysiłku fizycznego, czy w obliczu realizacji jakiegoś innego zadania. Nie ma dwóch identycznych psychologicznie osób, ale mogę zawsze przedstawić własny punkt widzenia i sposób reakcji w podobnej sytuacji. W dziedzinie motywacji dużo mówi się o sile wizualizacji. Ja również jej nie raz używam, ale w podobnym przypadku częściej jest to wizualizacja... negatywna. Na czym to polega? Prowadzę wtedy wewnętrzny dialog, a w zasadzie bardziej monolog w kierunku tej swojej słabej strony osobowości, która namawia do odpuszczania. Co w tej kwestii jest ważne? Przede wszystkim to, żeby nie identyfikować się i nie utożsamiać całkowicie z tą "odpuszczającą stroną". To nie jesteś Ty. Ty to ten, który przemawia, a więc osoba ganiąca poddawanie się. "Nie chce ci się, czy nie jesteś w stanie zrobić czegoś tak prostego, co wykonało już wielu ludzi? To wypi*rdalaj do domu w tym momencie, zrób to na co masz ochotę. Usiądź, połóż się, włącz sobie coś i zjedz do tego jakiś syf. Wtedy będziesz szczęśliwy, ty nic nie musisz i nic się przecież nie stanie". Tak to mniej więcej wygląda w moim wypadku 🙂
Może się wydawać, że spełnienie tego sarkastycznie proponowanego scenariusza dla wielu ludzi jest naprawdę przyjemną i uszczęśliwiająca opcją. Według mnie to jednak tylko pozorne i chwilowe szczęście, a takie permanentne odpuszczanie tylko dorzuca cegiełki do muru oddzielającego nas od świata w którym tak naprawdę chcielibyśmy się znaleźć. Takie ulegające osoby często twierdzą i przekonują, że dobrze im tak jak jest... jednakże w głębi ducha noszą i pielęgnują w sobie poczucie niespełnienia i żalu. Ich wizerunek traci na wiarygodności w swoich własnych oczach. Nie można sobie w pełni ufać i polegać na swojej osobie. Żeby mieć motywację do osiągania sukcesów, trzeba mieć też do tego odwagę. Wielu ludzi zwyczajnie jej nie posiada. A czego się konkretnie obawiają? Sądzę, że przede wszystkim tego że musieliby sobie odmówić od czasu do czasu tych "uszczęśliwiających" rozrywek, tj. jakiejś gry komputerowej, programu w tv, czy odcinka kolejnego serialu na Netflixie. Wielu boi się też w swoim życiu zmian. Wszak każda znacząca zmiana w życiu to jakiegoś rodzaju stres i konieczność adaptacji. U niektórych nawet drobne zmiany (np. ograniczenie oglądania TV z 3 godzin do 2 w ciągu dnia) wywołują wręcz panikę. To zdecydowanie pewien problem psychologiczny i należy nad tym pracować. Przede wszystkim trzeba mieć jednak jego świadomość - a to samo w sobie jest często największym problemem.
Tak naprawdę wprowadzanie pewnych zmian jest i powinno być jednym z najpoważniejszych narzędzi ku temu by wywołać, lub utrzymać odpowiedni poziom motywacji. Często brak motywacji lub bodźca do działania wynika właśnie ze stagnacji, mającej miejsce w naszym bezpośrednim otoczeniu. To zmiana warunków zewnętrznych i konieczność przystosowania się do nich jest tym, co czyni człowieka silniejszym i bardziej świadomym. Często prosta zmiana środowiska potrafi zdziałać cuda. Jeśli mówimy o treningu ciała, to proponuję w tym miejscu, żebyś np. zmienił godziny ćwiczeń, rodzaj treningu, czy fizyczne otoczenie. Jeśli dotychczas nie prowadziłeś zbyt aktywnego trybu życia, to motywacji powinna Ci dodać zmiana miejsca ćwiczeń, ludzi którzy Cię otaczają, i praca nad nieco innym podejściem mentalnym do tego, czego chciałbyś się podjąć. Niby banalne, ale skuteczne. Jednocześnie często zapominane. To czego ja sam używam do utrzymania/podbijania mojego poziomu motywacji w aktywności fizycznej to mój autorski system, tzw. "bodźcowanie stopniowe". Teoretycznie też nie jest to żadne, rewolucyjne narzędzie, jednakże zdecydowanie efektywne. Bazuje ono na odpowiednim nagradzaniu naszej psychiki, oraz przemyślanym rozbiciu naszych działań na pewne etapy. Jak to wygląda w praktyce? Przykładowo: moim celem jest zrzucenie 10 kilogramów masy ciała w ciągu 3 miesięcy. Wiem, że wraz z upływem czasu zmęczenie całym planem będzie rosło, a moja psychika będzie potrzebować co raz większej "rekompensaty" za podjęty trud i co raz większe poświęcenie. W tym celu decyduję się, by po każdych 2 tygodniach pojawiał się element, który zachęci nas do kontynuacji planu, a równocześnie nieco zmniejszy koszta (psychiczne jak i fizyczne) naszego dążenia do osiągnięcia założonego celu. Żeby to bardziej uzmysłowić:
Cel: Redukcja 10kg masy ciała, czas: 12 tygodni
>>> działanie (wedle ustalonego planu)
2 tygodnie za nami - bodziec: wdrożenie suplementacji: Witaminy + ALC + Omega 3
4 tygodnie za nami – bodziec: zakup stroju sportowego
6 tygodni za nami – bodziec: zmiana treningu (regeneracja psychiki i układu nerwowego, kojąca perspektywa czegoś nowego/lepszego)
8 tygodni za nami – bodziec: dodanie filiżanki/kubka kawy przed treningiem
10 tygodni za nami – bodziec: wdrożenie dodatkowej suplementacji - dobry spalacz tłuszczu
12 tygodni – realizacja celu
Tak to wygląda w praktyce, a system można dostosować do celów o różnym charakterze oraz procesów o różnym czasie trwania. Nie da się jednak ukryć, że bodźcowanie stopniowe szczególnie sprawdzi się u tzw. "zadaniowców", czyli osób, które najefektywniej działają w z góry ograniczonym czasie i przed jego upływem muszą zrealizować zamierzenia. Jeśli ktoś musi utrzymać efektywność przez naprawdę długi okres to również może skorzystać z dobroci tej strategii, jednak w takim wypadku bardziej sensowny może być nacisk na kształcenie stałych nawyków, o czym szerzej pisałem w moim poprzednim poście, traktującym o motywacji i podejściu do tego tematu.
Z tego co zauważyłem, to jeśli chodzi o ludzi powszechnie uważanych za wysoce zmotywowanych można dokonać pewnego prostego podziału - na 2 typy. Jeden z nich nazwę typem "energetycznym", drugi zaś "wizjonerem". Pierwszy typ to ludzie naturalnie i fizycznie predysponowani do żwawego działania i realizacji różnych projektów. To typ, którym wielu zazdrości niekończących się pokładów energii o bliżej nieznanym źródle 🙂 To co charakteryzuje tego typu osoby to fakt, że mają naturalną potrzebę działania, angażują się w rozmaite sprawy, które niekoniecznie są najbardziej istotne z punktu widzenia dążenia do jakiegoś celu. Z uwagi na wysoki poziom energii nie tracą przez ten sposób bycia wiele. Wadą tego typu jest czasem brak analitycznego myślenia i odpowiedniego przykładania uwagi do szczegółów, co może działać negatywnie na ich ogólny poziom kompetencji (vide trenerzy, którzy bardzo chcą i motywują, ale nie zawsze mają pojęcie teoretyczne o tym co robią). Typ "wizjoner" to w pewnym sensie przeciwny biegun. Tak jak w przypadku "energetycznego" głowa zostaje trochę za ciałem, tak w przypadku wizjonera głowa nakreśla pewien obraz (wizję), a ciało stara się za nią nadążać i zmierzać ku realizacji nakreślonej wizji. Cechą charakterystyczną tego typu jest ekonomia działania i dążenie do maksymalnego skupienia na celu. Takie osoby starają się nie marnotrawić energii na rzeczy niezwiązane z planem, którego się podejmują. Są na nim maksymalnie skoncentrowane, do tego stopnia, że często mogą sprawiać wrażenie nieobecnych i niezainteresowanych specjalnie życiem i sprawami nie dotyczącymi wizji, która ich zajmuje. Wady? Tak jak w przypadku "energetyka" zawodzić może czasem głowa, tak w wypadku "wizjonera" przeszkodą w realizacji celu może być organizm nie do końca będący w stanie spełnić ambitne oczekiwania głowy. Takie osoby często są spokojniejsze i nie raz postrzegane jako mniej charyzmatyczne, a zarazem nie cieszą się wśród większości społeczeństwa równie dużym poważaniem i estymą co ci "energetyczni".
To oczywiście dość subiektywny i umowny podział (jak każdy praktycznie). Myślę, że osoby osiągające najwięcej sukcesów są mixem tych dwóch typów, czyli kimś w rodzaju energetycznego wizjonera 🙂 Grunt, to poznać samego siebie i dopasowywać sposób działania typowo pod swoją osobę, nasze zalety, wady i rzeczywiste pragnienia. Uczmy się siebie, rozwijajmy swojego ducha, pamiętając, że wszyscy się jakoś różnimy. M.in. tym jak silnych bodźców do utrzymania określonego poziomu motywacji potrzebujemy. Jest np. rodzaj osób, których inspirują wyłącznie rzeczy uznawane powszechnie za nieprzeciętne i ciężko im się zmotywować do pomniejszych zadań. By być efektywnymi w działaniu i czuć, że żyją, potrzebują wyzwań i zaangażowania się w osiąganie celów całym swoim życiem. Być może jesteś jedną z takich osób. Niezależnie od tego, pamiętaj że jedyny człowiek, do którego należy decyzja, czy kiedykolwiek poznasz swój prawdziwy, pełny potencjał - to właśnie Ty.
Tyle na dziś, mam nadzieję że niniejszy wpis da do myślenia, czy nawet pomoże choć jednej osobie. Starałem się w nim przedstawić nieco odmienne spojrzenie na kwestię motywacji niż zrobiłem te zaprezentowane przed rokiem, we wpisie znajdującym się pod poniższym linkiem: