wtorek, 30 maja 2017

Co tam w boksie? Brook - Spence Jr | Stevenson - Fonfara

Zmieniam nieco formułę moich postów o tematyce bokserskiej. Od teraz będę w jednym wpisie poruszał wszystkie ciekawe tematy ostatnich dni. Będę cyklicznie wyrażał opinie o walkach z ostatniego weekendu oraz tych nadchodzących. Dziś trochę o gali z Sheffield oraz walki o mistrzowski tytuł pomiędzy Adonisem Stevensonem, a  Andrzejem Fonfarą.

Spence Jr przejmuje wagę półśrednią

Za nami świetna walka wieczoru w Sheffield. Zgodnie z przewidywaniami zresztą. Kell Brook pokazał to co ma – czyli dużą siłę, wysokie umiejętności oraz serce do walki. Spence Jr to jednak talent najwyższego sortu. Udowodnił to właśnie w sobotę. Brook odniósł identyczną kontuzję co w walce z Gołovkinem i czeka go kolejna, dłuższa przerwa od boksu. Czy Anglik jeszcze wróci na szczyt? Będzie ciężko, szczególnie w wadze półśredniej. Spekuluje się, że Brook przeniesie się do wagi super półśredniej i może być to nienajgorszy pomysł. Ciężko nie odnieść wrażenia, że zbijanie do limitu 147 funtów kosztuje Kella sporo zdrowia i wysiłku. Errol Spence Jr przejmuje z kolei tron dywizji półśredniej, choć przepycha się na nim z Keithem Thurmanem. Ich walka byłaby wydarzeniem bez precedensu. Dwóch niesamowitych atletów, z mocnym ciosem i niebagatelnymi umiejętnościami. Chyba każdy kibic boksu będzie wyczekiwał unifikacji pomiędzy nimi.



George Groves mistrzem, czyli do 4 razy sztuka

„Święty Jerzy” dopiął swego. Za czwartą próbą sięgnął po mistrzowski tytuł w dywizji półśredniej. Łatwo nie miał, ale w końcu przełamał Fedora Chudinova. Fajna sprawa i piękny gest Grovesa, który zwycięstwo zadedykował Eduardowi Gutknechtowi. Gutknecht to poprzedni przeciwnik wyspiarza, który po ciosach Grovesa wylądował w szpitalu i do dziś nie jest sobą. Jest przykuty do wózka, nie mówi. Przykra historia ukazująca ciemną stronę boksu.



Janik rywalem Balskiego na PBN7

Wykruszył się anonsowany dotychczas rywal Adama Balskiego na Polsat Boxing Night 7. Przeżywający ciężkie chwile w życiu osobistym, Vikapita Meroro zmuszony był wycofać się z gali. Kibice nie powinni jednak narzekać, bo zastępstwo jest równie (albo i bardziej) atrakcyjne. Odkopany został nieco już zapomniany Łukasz Janik. Po licznych perturbacjach znów zobaczymy w ringu „Lucky Lucke’a”. Forma Łukasza to zagadka, ostatni raz widzieliśmy go w ringu ponad 2 lata temu, w pamiętnej walce z Grigorijem Drozdem. Pewne jest, że przyzwoicie przygotowany Łukasz będzie dla Adama na tym etapie kariery sporym wyzwaniem. Osobiście cieszę się na tą zmianę i już nie mogę się doczekać walki, którą obejrzę w trójmiejskiej Ergo Arenie.

W sobotę Adonis Stevenson – Andrzej Fonfara II

Już z soboty na niedzielę kolejna próba zdobycia mistrzowskiego pasa przez Polaka. Swoja drugą szansę otrzyma Andrzej Fonfara, który ze Stevensonem mierzył się już przed trzema laty. Czy tym razem się uda? Bukmacherzy stawiają zdecydowanie na Kanadyjczyka i nie da się zaprzeczyć, że będzie on faworytem tego starcia. Kilka rzeczy przemawia jednak za Polakiem. Po pierwsze: jest on teraz bardziej doświadczony w pojedynkach na wysokim poziomie. Po drugie: Stevenson ma już blisko 40 lat i lepszy już raczej nie będzie. Z drugiej strony – wydaje się, że przed pierwszym pojedynkiem mistrz nieco Polaka zlekceważył. Stąd pojawiły się pewne problemy i nawet wylądował na deskach. Stevenson zapowiada, że będzie chciał rozstrzygnąć sprawę szybko. Jest to dla niego najlepsze rozwiązanie, gdyż żelazna kondycja raczej nigdy nie była jego atutem. Raczej nie będzie nim też w wieku niespełna 40 lat. Niezatracalnym atutem jest z kolei niemal mityczny cios Adonisa. Kanadyjczyk będzie w pierwszych rundach szalenie groźny i nie można wykluczyć, że znokautuje Andrzeja. Taktyka dla Fonfary to przetrzymanie pierwszych rund i przejęcie inicjatywy w drugiej części walki. Będzie to bardzo trudne, ale szans Polakowi nie odbieram. Mistrz musi się w końcu potknąć, a metryka musi w końcu dać o sobie znać. Czy tak się stanie już teraz? Wszyscy byśmy sobie tego życzyli, wszak boli trochę brak aktualnych mistrzów świata wśród polskich zawodowców.





piątek, 26 maja 2017

Brook vs. Spence Jr, czyli najciekawsza walka maja

Już jutro na stadionie piłkarskim w Sheffield dojdzie do bardzo ciekawej gali. W walce wieczoru zmierzy się znakomity Kell Brook z niezwykle utalentowanym Errolem Spence Juniorem. Inną interesującą potyczką tej imprezy będzie pojedynek George Grovesa z Fiodorem Chudinovem.

Kell Brook 36-1 (25 KO) vs. Errol Spence Jr 21-0 (18 KO)

Jak dla mnie walka miesiąca w zawodowym boksie. Starcie na absolutnym szczycie wagi półśredniej. Wg wielu szanse rozkładają się w stosunku 50/50 co dodaje smaczku całej rywalizacji. Mamy tu dużo znaków zapytania: Jak na Brooka wpłynęła demolka z rąk Golovkina? Jak na Brooka wpłynęło zbijanie wagi i ponowny powrót 2 dywizje wagowe niżej? Jak na ciosy Brooka zareaguje Spence jr? Czy Spence Jr jest w stanie naruszyć Brooka i wreszcie, czy Amerykanin wytrzyma presję (pierwsza walka na zawodostwie poza własnym kontynentem i przed tak dużą publiką)?

Odpowiedzi na to wszystko poznamy dopiero za dobę. Tymczasem przyjrzyjmy się tym co wiemy na pewno.

Kell Brook powraca po b.ciężkiej walce
Walkę Anglika z „GGG” oglądał chyba każdy. 5-rundowa wojna musiała pozostawić na Kellu jakiś ślad. Brook skończył tę walkę m.in. z pękniętą kością oczodołu. Od walki z Kazachem minęło 8 miesięcy. To dużo i mało jednocześnie. Wiemy, że wiele z ofiar Golovkina po walce z nim nigdy już nie było tymi samymi zawodnikami. Brook na treningach pokazowych wygląda bardzo dobrze. Zobaczymy jak będzie w ringu.

Brook ma większe doświadczenie i mierzył się z lepszymi zawodnikami niż Spence jr
Nic dodać nic ująć. Anglik jest 4 lata starszy, za sobą ma kilka pojedynków z zawodnikami ze ścisłej lub szerszej czołówki. Najcenniejsze skalpy Amerykanina to Chris Algieri, Leonard Bundu i Chris van Heerden. Zawodnicy bardzo solidni, ale zdecydowanie nie wybitni. Fakt faktem – Spence Jr zrobił z nimi co miał zrobić, czyli ich zdemolował. Nie powiedziane, że nie poradzi sobie z kimś lepszym.
Brook to wielki twardziel
Anglik ma ogromne jaja. Pokazał to wychodząc do boksującego 2 kategorie wagowe wyżej Golovkina. Pokazał to również teraz, kiedy postanowił bronić pasa z niezwykle wymagającym, a do tego mało popularnym pretendentem. Brook ma w tej walce do stracenia o wiele więcej niż Spence Jr. W przypadku porażki Anglik wypadnie ze ścisłego topu tej dywizji, a jego nazwisko mocno straci na wartości. Kilka lat młodszy Spence jJ ma nieco większy margines błędu. Pisząc „twardziel” mam na myśli również odwagę i odporność ringową. Brook przyjmował bomby od takich „zwierzaków” jak Porter, czy wspomniany Golovkin. Owszem, Kazach w końcu go przełamał, lecz Brook nie dał się rzucić na deski. Errol choć silny – to na pewno nie tak jak „GGG”.

Spence jr nigdy nie walczył z kimś o klasie i sile Brooka
Wcześniej już nieco poruszyłem ten temat, tu go nieco rozwinę. Jeśli spojrzymy na najcenniejsze zwycięstwa Amerykanina, to zauważymy że żadne z nich nie zostało odniesione nad zawodnikiem z mocnym uderzeniem. Brook w tej wadze bije jak koń. Ciekawe jak na jego ciosy zareaguje Spence Jr. Coś przyjmie na pewno, Brook jak dotychczas trafiał każdego ze swoich rywali. Sam „GGG” (choć temu zaprzeczał) wydawał się odczuwać ciosy bardzo silnego Anglika. Szczęka Errola nie jest do końca przetestowana i taki test powinna jutro przejść – szczególnie że Amerykanin ma pewne, niewielkie luki w defensywie. Dużo w tej walce zależy od tego jak ten test wypadnie.
Errol Spence jr to nietuzinkowy talent
Zdaje się, że pierwszy raz o Errolu usłyszałem, gdy sparował z samym Floydem Mayweatherem jr. Choć Spence jr miał wtedy zaledwie 4 zawodowe walki na koncie to ponoć wcale w tych sparingach nie był chłopcem do bicia. Wręcz przeciwnie – stawiał „Moneyowi” zacięty opór. Wrażenie robiły wówczas także nagrania z tarczowania Errola. Już wtedy dysponował on nieprzeciętną szybkością rąk. To było kilka lat temu, dziś Spence Jr jest już z pewnością lepszym zawodnikiem. Mayweather jr stwierdził w wywiadzie, że wierzy w to iż jego rodak jest w stanie złamać Brooka. Nie można tego wykluczyć. Jeśli ktoś ma pokonać Brooka w wadze półśredniej to Spence Jr jest jednym z 2-3 zawodników, którzy mają na to szanse.

George Groves 25-3 (18 KO) vs. Fedor Chudinov 14-1 (10 KO)
Przed walką wieczoru rozgrzeje nas inny pojedynek o tytuł mistrza świata. O pas WBO wagi super średniej zmierzą się Anglik Groves z Rosjaninem Chudinovem. Będzie to już czwarte podejście „Św. Jerzego” do mistrzowskiego tytułu. W mistrzowskich walkach przegrywał jak dotąd dwukrotnie z Carlem Frochem i raz z Badou Jackiem. Wydaje się, że tym razem naprawdę może się udać. Zalety i wady Grovesa są dobrze znane. To pięściarz błyskotliwy i mocno bijący, lecz miewający problemy natury kondycyjnej oraz nienajmocniejszą szczękę. Chudinova znam nieco słabiej, ale z pewnością nie jest to żaden wirtuoz pięści. Ostatnią walkę Rosjanin przegrał na punkty z Felixem Sturmem – w mocno kontrowersyjnych okolicznościach. Niemiec ma już jednak z pewnością najlepszy okres za sobą, Groves będzie trudniejszą przeszkodą. Według mnie Chudinov jej nie pokona i to ręka Anglika powędruje po walce w górę. Nie ma tu jednak nic pewnego, tym ciekawiej będzie się oglądać.


Czy gwiazda Errola zabłyśnie w Sheffield na dobre? Czy może Brook udowodni, że może być królem wagi półśredniej? Czy George Groves dopnie swego i za czwartą próbą sięgnie w końcu po pas mistrza świata? Poczekajmy do jutrzejszego wieczora. Myślę, że warto – to sport na najwyższym światowym poziomie. Według mnie wydarzenie zdecydowanie ciekawsze niż jakieś tarzanki na Stadionie Narodowym w Warszawie J



wtorek, 23 maja 2017

Po gali w Poznaniu

Za mną wizyta w Poznaniu. Podczas krótkiego,  jednodniowego wypadu znalazłem czas nie tylko na obejrzenie gali, ale i turystykę.

Jak dotychczas w stolicy Wielkopolski bywałem tylko przejazdem. Tym razem udało się zwiedzić najbardziej znane atrakcje Poznania, przynajmniej te nieopodal centrum. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Choć pogoda nie rozpieszczała, (cały dzień pochmurny) to wypad oceniam na udany. Co mnie nieco zdziwiło – wszechobecna cisza, spokój, i brak tłumów (może poza okolicami ratusza i starego rynku). Być może to po prostu kwestia wspomnianego klimatu. Kilka lat założyłem sobie plan odwiedzenia wszystkich polskich miast większych od Torunia. Za sprawą Poznania dorzuciłem kolejny „skalp”, a do całkowitej realizacji planu zostały już bodaj tylko 3 miasta z kilkunastu.



Co do samej gali. Dotarłem tam wraz ze znajomym o godz. 19:15. Dość wiekowy obiekt był praktycznie jeszcze pusty – było na nim max. kilkadziesiąt osób. Parę chwil po naszym wejściu rozpoczęła się już walka Kamila Gardzielika z Przemysławem Gorgoniem. W sumie miły zaskok – trafiliśmy idealnie na początek… jak się jednak potem dowiedzieliśmy nie był to pierwszy pojedynek tego wieczoru. Wcześniej w ukraińsko – białoruskiej potyczce Oleksandr Stretsky zdołał zastopować Andreia Abramenkę w 2 rundzie. Lekki niesmak, gdyż na bilecie godzina 19:30 widniała jako moment rozpoczęcia gali. Na szczęście dalsza część imprezy ten niesmak mi zrekompensowała.



Kamil Gardzielik vs. Przemysław Gorgoń

Spodziewałem się, że walka dwóch młodych i niepokonanych zawodników może skraść „show”. Rzeczywiście, pojedynek był bardzo interesujący i żwawy. Spodziewałem się również, że nieco lepszy boksersko Gardzielik wypunktuje przeciwnika. Tak też się stało, choć wcale łatwo nie było. Faworyt publiczności, pięściarz z Wielkopolski zapoznał się z matą ringu już w pierwszej rundzie. Potem co prawda zaczął przejmować kontrolę, ale w każdej z rund przyjął coś mocnego. Ostatecznie sędziowie byli jednomyślni i wypunktowali zwycięstwo Gardzielika w stosunku 38-37. Gorgoń mimo porażki pokazał fajny, ofensywny boks, z kolei bardziej perspektywiczny Gardzielik musi  jeszcze popracować nad obroną i lewym prostym.

Przemysław Zyśk vs. Tomasz Goluch

Na papierze wydawało się, że jest to walka do jednej bramki i tak też było. Goluch sprawił na mnie wrażenie typowego ziomka z osiedla, który w wolnym czasie lubi poboksować. Zyśk po słabszej, ostatniej walce tym razem zrobił co do niego należało. Nokaut wisiał w powietrzu od początku, a spieszący się na wesele Przemek zakończył całą sprawę już w 2 rundzie.



Paweł Wierzbicki vs. Paweł Sowik

Zdaje się, że mieliśmy tu cichą podmiankę przeciwnika na dni (godziny?) przed walką. Jeszcze kilka dni przed pojedynkiem jako przeciwnik Wierzbickiego anonsowany był niejaki Oleksandr Pavliuk. Ostatecznie Paweł zmierzył się z niejakim Pawłem Sowikiem, który miał na koncie tylko jedną walkę – przegraną. W sobotę dodał kolejną porażkę. „Wierzba” metodycznie demolował dobrze zbudowanego, ale zupełnie surowego boksersko Sowika. Tak o to mistrz Polski, kreowany swego czasu na następcę Andrzeja Gołoty przywitał się z zawodowymi ringami w swoim profesjonalnym debiucie. Włodzimierz Kromka przerwał walkę w 2 rundzie, po kolejnych mocnych ciosach pięściarza z Sokółki. Co ciekawe, nieopierzony Sowik zdecydował się na boks pod wpływem kolegi z celi, kuzyna Mameda Khalidova. Póki co rady kompana zza krat nie owocują.

Przemysław Runowski vs. Alain Chervet

W zapowiedzi pisałem, że nie zdziwię się jeśli Przemek wygra to przed czasem. Tak też się stało, choć nie spodziewałem się, że „Kosiarz” zrobi to w tak dobrym i efektownym stylu. Chervet od początku był agresywny, szybki i ofensywnie nastawiony. Zimna krew i dojrzałość bokserska były jednak zdecydowanie po stronie Runowskiego. To też przesądziło o losach tego pojedynku. Kosiarz przetrwał początkowe ataki Szwajcara i zaczął rozbijać rywala z chirurgiczną precyzją. Po kolejnym mocnym prawym sierpie Przemka narożnik Cherveta poddał swojego podopiecznego. Wcześniej Szwajcar padał dwukrotnie na deski ringu. Świetny występ „Kosiarza”. Czekamy na większe wyzwania dla Przemka, który z walki na walkę prezentuje się co raz lepiej.

Patryk Szymański vs. Rafał Jackiewicz

Chyba najlepsza walka poznańskiej gali. Kilka chwil przed pierwszym gongiem rzekłem do kumpla, że ta walka raczej prędko się nie skończy. Pół minuty po rozpoczęciu pojedynku Jackiewicz padł na deski i wydawało się, że mogę się bardzo pomylić. Nic z tych rzeczy. Weteran szybko się pozbierał i choć początek walki należał zdecydowane do Szymańskiego, to potem Rafał dochodził do głosu co raz częściej. Szymański znów nie do końca do siebie przekonał. Wygrał walkę dość wyraźnie, choć przyjął sporo mocnych ciosów od kilkanaście lat starszego i sporo mniejszego przeciwnika. Po jednym z firmowych prawych Jackiewicza pod Szymańskim ugięły się nogi i polski prospekt znalazł się w opałach. Ostatecznie każdy z sędziów przyznał Patrykowi punktowe zwycięstwo, jednak „Wujcio Rafcio” pokazał, że przed Patrykiem nadal jeszcze sporo pracy. Może czas pomyśleć o zmianie trenera?



Krzysztof Włodarczyk vs. Noel Gevor

Walka wieczoru nie była porywająca, nie oszukujmy się. Taki scenariusz można było jednak przewidzieć. Gevor walczył bardzo zachowawczo, ekonomicznie i „na zrywach”. Widać było, że podchodzi do Diablo i jego siły z dużym respektem. Włodarczyk nie zachwycił, ale w sumie… boksowal w swoim stylu. Mało aktywnie, z zadawaniem pojedynczych ciosów. Według mnie zdecydowanie za długo się zastanawiał z przejściem do ataku, za rzadko podejmował inicjatywę. Mimo wszystko jego ciosy były groźniejsze niż te Gevora. Niemiec ormiańskiego pochodzenia robił nieco więcej szumu, choć sporo z jego uderzeń było nieprecyzyjnych. Walka generalnie oscylowała wokół remisu i z tego powodu jakieś tam emocje jednak budziła. Wysoka stawka również je potęgowała i chyba spowodowała u zawodników mały paraliż. Sędziowie opowiedzieli się za Diablo w stosunku 2 do 1 i sądzę, że to uczciwy werdykt. Krzysiu wygrał, choć lepszym bokserem już raczej nie będzie. Z Gassijewem sukcesu niestety nie wróżę. Podopieczny Abela Sancheza w potencjalnej walce będzie miał o wiele więcej atutów.



Reasumując: gala jak i cały wypad na plus. Była to jedna z ciekawszych imprez bokserskich na jakich dotychczas byłem. Z chęcią do stolicy Wielkopolski jeszcze zawitam. Czy to w roli kibica, czy turysty.

czwartek, 18 maja 2017

Zapowiedź gali w Poznaniu + przegląd walk ze świata


Już w tę sobotę kilka naprawdę interesujących walk dla bokserskiego kibica. Mnie najbardziej interesuje gala poznańska i na nią się też wybieram. O to krótkie przedstawienie tego co nas czeka za kilkadziesiąt godzin.

TOKIO
Zaczynamy od Japonii. Na gali w Tokio dojdzie do 3 ciekawych pojedynków. Najciekawszym jest wg mnie starcie wciąż niebezpiecznego i należącego do czołówki Hassana N’Dama N’Jikama z japońskim mistrzem olimpijskim – Ryotą Muratą. Pozostałe 2 walki to starcia kieszonkowych wojowników: Ganigana Lopeza z Kenem Shiro oraz Juana Hernandeza Navarette z Daigo Higą.

LONDYN
W walce wieczoru błyskotliwy Amerykanin Gervonta Davis zmierzy się z miejscowym bohaterem, również niepokonanym Liamem Walshem. Davis będzie w Londynie bronił tytułu mistrza świata federacji IBF.

MARYLAND
Na gali w USA tytułu mistrza świata WBC w wadze piórkowej bronić będzie znany z szybkości Gary Russel Jr. Jego rywalem będzie niezły Kolumbijczyk – Oscar Escandon. W innych ciekawych walkach Andre Direll podejmie rękawice Jose Uzcateguia, a niepokonany, superlekki Rances Barthelemy  zmierzy się z Kirylem Relikhem.

NOWY JORK
Inną ciekawą, amerykańską galą będzie ta mająca miejsce w Nowym Jorku. W walce wieczoru ujrzymy znakomitego Terence’a Crawforda, który zawalczy z Felixem Diazem. Ich pojedynek poprzedzą natomiast Raymundo Beltran oraz Jonathan Maicelo. Warto dodać, że transmisję na żywo z tej imprezy przeprowadzi w Polsce Polsat Sport.

POZNAŃ
Czas na wisienkę na torcie, czyli bardzo dobrze zapowiadającą się galę w Poznaniu. Walka wieczoru jak i undercard wyglądają jak na nasze warunki naprawdę ciekawie. Tymbardziej cieszę się, że bohaterów zmagań będę miał okazję oglądać z bliska. Czas na moją, małą analizę czekających nas pojedynków.

Krzysztof Włodarczyk 52-3-1 (37 KO) vs. Noel Gevor 22-0 (10 KO)

Walka wieczoru o niewątpliwym poziomie sportowym. Promotor Andrzej Wasilewski sięgnął naprawdę głęboko do kieszeni, by sprowadzić do Polski niemieckiego Ormianina, boksującego w barwach Sauerland Event. Gevor to niepokonany, młody zawodnik z ambicjami, a takich nigdy nie można lekceważyć. Można się spotkać z opiniami, że urodzony w Armenii zawodnik nikim wielkim nie jestem i Włodarczyk powinien go spokojnie ograć. Powinien… ale wszyscy znamy Diablo i wiemy jak to z nim bywa. Potencjał ma ogromny, jednak nie raz Polaka zawodziła już głowa i męczył się z zawodnikami o wiele słabszymi od Gevora. Obaj mają podwójną motywację, bo na zwycięzcę pojedynku czeka ponoć występ w cieszącym się lukratywnymi nagrodami turnieju w wadze cruiser. Stawiam w tej walce na doświadczenie i nieco wyższe umiejętności, choć nie Gevor skóry tanio nie sprzeda.

Mój typ: Włodarczyk PTS, lub TKO w końcowych rundach

Patryk Szymański 17-0 (9 KO) vs. Rafał Jackiewicz 48-16-2 (22 KO)

Interesująca konfrontacja rutyny z młodością. Były mistrz Europy, wojownik z Mińska Mazowieckiego całkiem dobrze się zakonserwował. Pomimo 40-stki na karku jego szybkość na treningach wygląda imponująco. Szymański ma za sobą słabą walkę w Trójmieście. Ciężką przeprawę zafundował mu nieznany u nas wcześniej Argentyńczyk – Jose Antonio Villalobos. Oglądałem tę potyczkę w hali i rzeczywiście postawa Szymańskiego nie mogła zaimponować. Kreowany przez niektórych na przyszłość polskiego boksu Patryk staje więc przed trudnym zadaniem. Musi pokonać wciąż groźnego Jackiewicza i zmazać plamę z ostatniej walki. Kontrowersyjna wygrana wpłynęła negatywnie na jego wizerunek wśród wielu polskich kibiców. To starcie być może pokaże nam jaki tak naprawdę potencjał drzemie w Szymańskim. Według mnie duże znaczenie będzie miała jednak różnica gabarytów i to w dużej mierze zadecyduje o zwycięstwie. Wygra znacznie większy i 7cm wyższy Szymański, choć kibicować będę Rafałowi. Fanem talentu Patryka (oraz sposobu jego promocji) nie jestem.

Mój typ: Patryk Szymański PTS

Przemysław Runowski 14-0 (2 KO) vs. Alain Chervet 13-0-2 (10 KO)

Nie za wiele mogę napisać o Szwajcarze, poza tym że legitymuje się b.dobrym rekordem i ma 26 lat. Chociażby z uwagi na to, na pewno łatwo się nie podda. Naprzeciw niego stanie jednak utalentowany tytan pracy. Jestem fanem „Kosiarza” i według mnie to jeden z 3 najciekawszych polskich prospektów. Przewiduję, że Chervet będzie dla Runowskiego solidnym testem, lecz Polak przejdzie go bez jakichś wielkich problemów. Wbrew pozorom „Kosiarz” dysponuje całkiem mocnym ciosem i nie zdziwię się, jeśli zwycięży przed czasem. Z drugiej strony – ta walka zakontraktowana jest jedynie na 6 rund i nie wiadomo czy młody Polak zdąży się rozkręcić. W każdym razie - spodziewam się jego zdecydowanego triumfu.

Mój typ: Przemysław Runowski PTS

Pozostałe walki zapowiadają się niewiele mniej ciekawie (no może prócz Zyśk – Goluch). Na dystansie ośmiu rund zaprezentuje się utytułowany, ukraiński amator Oleksandr Stretskty. Reprezentacyjny kolega Usyka, Łomaczenki i Gvozdyka zmierzy się z solidnym i znanym w Polsce Białorusinem – Andreiem Abramenką. Walka została zakontraktowana na 8 rund i przewiduję kolejne zwycięstwo Ukraińca. Na gali zobaczymy także debiut najlepszego polskiego superciężkiego (w boksie olimpijskim). Mowa o kreowanym swego czasu na następcę Andrzeja Gołoty, Pawle Wierzbickim. Paweł jest wciąż bardzo młody jak na wagę ciężką i bardzo ciekawe jak zaadaptuje się na ringach zawodowych. W poznańskim debiucie podejmie mało znanego i również młodego Ukraińca – Oleksandra Pavliuka. W wadze superśredniej zaprezentuje się inny mistrz Polski – Kamil Gardzielik. Po 2 zawodowych zwycięstwach pochodzący z Wielkopolski pięściarz stanie przed największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze. Jego rywalem będzie inny niepokonany prospekt – Przemysław Gorgoń. Gorgoń na razie wygrał wszystkie swoje 3 zawodowe pojedynki. W przeszłości był brązowym medalistą mistrzostw Polski i prezentuje efektowny styl. Bardzo interesujący pojedynek. Myślę że nieco lepszy boksersko Gardzielik utemperuje skutecznie rywala. Galę dopełnia pojedynek Przemysława Zyśka z Tomaszem Goluchem. Każdy wynik inny niż zdecydowany triumf zawodnika SKP będzie sensacją. Nie będę oryginalny i stawiam na zwycięstwo Zyśka, który mimo bycia perspektywicznym bokserem wciąż pracuje jako monter telewizji kablowej.

Tyle na dziś, oby bokserska sobota nas nie zawiodła J





środa, 17 maja 2017

Co mówi Twoja krew?



Dziś pierwsza recenzja książki na moim blogu. W przyszłości na pewno pojawi się ich więcej. Lothar Ursinus to znany, niemiecki uzdrowiciel. Na temat ogólnie pojętego zdrowia napisał kilka książek, a po lekturze jednej z nich właśnie jestem. "Co mówi Twoja krew" to chyba najbardziej znana pozycja Ursinusa w Polsce. Została wydana przed rokiem i z tego co zauważyłem zdobyła już uznanie w oczach trenersko-zdrowotnego środowiska. Zaciekawiła mnie już sama koncepcja książki, czyli holistyczne spojrzenie na wyniki badań laboratoryjnych. Kupiłem ją świeżo po wydaniu, czyli przed rokiem... i w końcu znalazłem czas, by przez nią przebrnąć. Nie żałuję.

W pierwszej części książki mamy do czynienia ze swego rodzaju leksykonem. Opisuje on wszystkie najważniejsze markery oraz parametry, które bada się we krwi. Znajdziemy tu objaśnienie znaczenia składowych morfologii krwi, opis i działanie elektrolitów, witamin. Ursinus podaje normy, przedstawia objawy oraz ewentualne przyczyny niedoborów lub nadwyżek danych substancji. Bardzo funkcjonalna i pożyteczna rzecz – za to duży plus.

Nieco dalej Ursinus zajął się przedstawieniem działania poszczególnych organów w ludzkim ciele, poświęcił też sporo miejsca na wywody dotyczące przemiany materii oraz działania hormonów. Wątek odpowiedniej „regulacji” naszej przemiany materii przewija się w tej lekturze często. Dużo w tej książce opisów przeróżnych zależności pomiędzy poziomami poszczególnych minerałów, witamin, czy przed chwilą wspomnianych hormonów. Wszystko to jest w diagnostyce pacjenta bardzo przydatne. Na łamach lektury znajdziemy też przedstawienie genezy i przebiegu wybranych chorób oraz kilka słów na temat odtruwania. To wszystko co do tej pory wymieniłem opiera się na udokumentowanych faktach naukowych, medycynie akademickiej.

Niemiecki uzdrowiciel w równie dużym stopniu skupia się tu na terapiach naturalnych, wiedzy z pogranicza medycyny alternatywnej, homeopatii, naturoterapii czy nawet ezoteryki. Niektórzy mogliby stwierdzić, że mamy tu już do czynienia z szarlatanerią. Choć sam jestem zwolennikiem holistycznego podejścia do życia/terapii to uważam, że autor z tym alternatywnym podejściem trochę przesadza. Taki już jednak jego fach (uzdrowiciel) i w książce przeczytamy np. że tynktura z rośliny, która rośnie prosto do góry oraz ma rozłożyste liście uczyni z tego tytułu pewniejszym siebie także człowieka… Autor reklamuje też wiele preparatów homeopatycznych o niewiele mówiących mi nazwach. Jednak jeśli Ursinus rzeczywiście może się pochwalić tak imponującą skutecznością swoich terapii to jest to godne podziwu i tym większy dla niego szacunek. Ja przywiązuję nieco większą uwagę do części związanej z praktyką akademicką i na niej skupiłem się bardziej. Kwestią indywidualną jest jak do książki podejdzie każdy z nas.

W końcowej części lektury Niemiec prezentuje konkretne przypadki, z którymi spotkał się w swojej praktyce. Przedstawia niepokojące objawy u danych pacjentów, ich styl życia, wiek. Następnie identyfikuje źródła problemów, przede wszystkim w oparciu o wyniki badań krwi. Po zinterpretowaniu danego przypadku wybiera metodę terapii, przepisuje odpowiednie leki/suplementy/produkty. Na końcu przedstawia oczywiście rezultaty zaleconych przez siebie terapii. Są one oczywiście bardzo dobre, bo jakżeby inaczej na łamach własnej książki J W końcowej części Ursinus przedstawia i promuje też swój autorski program dbania o zdrowie. „Zdrowo i aktywnie” – tak brzmi nazwa jego programu, a opiera się on m.in. na „wyczuciu” własnej przemiany materii oraz odżywianiu zgodnym z naszą grupą krwi (wyróżnia 6, a nie standardowo podawane 4 grupy krwi).

Choć książka nie ustrzegła się kilku błędów w tłumaczeniu (kwestia wydania), a na niektóre teorie autora patrzę z dystansem, to jest to z pewnością tytuł godny polecenia. Komu bym tę lekturę zarekomendował? Przede wszystkim trenerom, dietetykom, terapeutom, wszystkim zainteresowanym tematem zdrowego stylu życia oraz początkującym uzdrowicielom J Sam uzdrowicielem raczej nie zostanę, natomiast wyciągnąłem z tej pozycji dużo pożytecznej, praktycznej wiedzy. Myślę, że w waszym przypadku będzie podobnie, polecam.

Moja ocena: 7,5/10

+ dużo użytecznej wiedzy i wskazówek
+ napisana przystępnym językiem
+ stosunkowo niedroga
- błędy w tłumaczeniu
- fantazja autora nie każdemu może przypaść do gustu

poniedziałek, 15 maja 2017

Mistrzyni pacania, tańczący Arab i podrygi jednorękiego dziadka

Za nami częstochowska gala sygnowana hasłem: „Mistrzowskie rozdanie”. Karty zostały już rozdane, a partie zakończone. Osobiście udało mi się obejrzeć 3 ostatnie pojedynki  tej imprezy… no niezupełnie 3, ale o tym za chwilę. O to moje luźne spojrzenie na wydarzenia z sobotniego wieczoru.

Michał Żeromiński – Krzysztof Szot

Pojedynek, który nie budził we mnie specjalnych emocji. Niektórzy powiedzieliby pewnie, że skradł on tego wieczoru „show”. Jak dla mnie żadnego wielkiego show w Częstochowie nie było, choć walka rzeczywiście była zacięta i momentami dramatyczna. Szot już w początkowych rundach zerwał mięsień dwugłowy ramienia, co mogło zwiastować przedwczesne zakończenie pojedynku. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Mieliśmy wyrównaną walkę blisko 40-letniego, jednorękiego dziadka z 9 lat młodszym Żeromińskim, który przygotowywał się do pojedynku pod okiem m.in. dietetyka i trenera od przygotowania fizycznego. Nie jestem fanem żadnego z tych dwóch pięściarzy, a walk w których nikomu nie kibicuję nie ogląda mi się za dobrze. Szot to rzeźnik (dosłownie), który dorabia sobie na boksie, solidny rutyniarz bez większych, sportowych ambicji. Żeromiński to gość, którego kariera zmierza w nieznanym kierunku. Ma 30-lat, prochu już nie wymyśli, a w jego boksu nie ma niczego specjalnego – choćby mocnego ciosu. Z drugiej strony - nie każdy musi być przecież mistrzem świata.

Rezultat: Michał Żeromiński PTS

Robert Parzęczewski – Zura Mekereshvili

Starcie ambitnego pupilka publiczności z „groźnym Gruzinem”. Ten Gruzin był naprawdę groźny i przyznam, że zaskoczył mnie na plus swoim przygotowaniem fizycznym oraz uporem. Widać było, że jego ciosy naprawdę ważyły. Na szczęście „Arab” większości z nich uniknął. Parzęczewski pokazał się z naprawdę dobrej strony – był ruchliwy, metodyczny i solidny w obronie. Nie podpalał się, jak to czasem się wcześniej zdarzało. Ta walka była dla Polaka bardzo pożytecznym testem przed poważniejszymi wyzwaniami w przyszłości. Chyba pierwszy raz widzieliśmy „Araba” w odwrocie przez praktycznie całą walkę, a już na pewno 10-rundową. Ostatecznie taka taktyka okazała się skuteczna, a Częstochowianin sięgnął po pierwsze poważniejsze trofeum w swojej karierze – pas młodzieżowy WBO.  Pojedynek miał generalnie dość jednostajny przebieg (Parzęczewski obskakuje Gruzina, ten goni i chce urwać głowę), jednak dla mnie był i tak o wiele ciekawszy i zdatny do oglądania niż walka wieczoru…

Rezultat: Robert Parzęczewski PTS

Ewa Brodnicka - Irma Balijagic Adler

Tutaj największe show zrobił konferansjer – tuż przed walką. Od początku zarysował się raczej łatwy do przewidzenia scenariusz. „Kleo” punktowała swoją rywalkę, była od niej przede wszystkim szybsza. Można by tu się rozpisywać nad rodzajami ciosów (głównie proste), które zadawała Brodnicka, jednak nie ma to według mnie większego sensu. Uderzenia Ewy nie miały wystarczającej wymowy, widać było fizyczną przepaść dzielącą boks kobiecy od męskiego. Styl „Kleo” jest jednak znany i można się było takiego obrazu walki spodziewać. Ciężka to była walka do oglądania. Osobiście zasnąłem w okolicach 3-4 rundy i obudziłem się na werdykt. Byłem na tyle pewien, że dalszy przebieg walki będzie równie monotonny, że specjalnie ze swoją sennością nie walczyłem. Jeśli było inaczej i mieliśmy jakieś zwroty akcji, destrukcyjne ciosy to niech ktoś mnie oświeci. Faktem jest, że „Królowa polskiego boksu” wygrała na punkty i zdobyła tytuł tymczasowej mistrzyni świata federacji WBO. Żeby nie było – nie jestem antyfanem jej całego wizerunku (stosunek neutralny), ani fanem Ewy Piątkowskiej. Uważam jednak, że większe emocje w walce Brodnickiej pojawią się dopiero, gdy… zostanie znokautowana, lub zmierzy się z kimś z realnej, światowej czołówki (a może chociaż z Sidorenko). Jeśli tak się nie stanie to przewiduje dalsze festiwale „pacania”.

Rezultat: Brodnicka PTS


piątek, 12 maja 2017

Meksykańska niestrawność i gala w Częstochowie


Wracamy do boksu. Na początek jeszcze kilka słów o sobotniej „bitwie” pomiędzy Saulem „Canelo” Alvarezem, a Julio Cesarem Chavezem jr. (z małym opóźnieniem, z powodu wizyty w szpitalu). Kilka słów będzie w sam raz, gdyż na więcej szkoda klawiatury. Alvarez robił co miał robić, był dobrze przygotowany, solidny i metodyczny w tym co wyczyniał. Z kolei Chavez… dla mnie ten gość wypada z poważnego boksu na dobre. Będąc 10cm wyższym od rywala zadał 15 celnych lewych prostych przez 12 rund… Na takim poziomie, przy takim zapleczu i finansach to kompletnie niedopuszczalne. Jestem pewny, że ja sam ulokowałbym tych ciosów więcej. Chavez był spanikowany, anemiczny, zdecydowanie zabrakło mu jaj. „Wpadkę” z Fonfarą można było jeszcze w jakiś sposób zrzucić na zlekceważenie rywala, teraz wydawało się że syn legendy w końcu podszedł do sprawy profesjonalnie i będzie w życiowej formie. Błędy przeszłości  oraz brak charakteru ojca dały o sobie jednak znać. Ale to już problem Meksykanina. Według mnie jego wizerunek po tym pojedynku stracił na wartości ogromnie – zarówno dla kibiców jak i promotorów oraz stacji telewizyjnych. Starcie z Chavezem dla nikogo już nie będzie interesujące. Wg mnie kolejnym problemem 31- latka będą pieniądze. Z uwagi na jego niezbyt rozgarnięty rozum zarobione 3 miliony dolarów (+wpływy z PPV) szybko stopnieją. Ponadto w przyszłości nikt mu już podobnej gaży nie zaoferuje. Na podsumowanie postawy syna legendy posłużę się faktem iż w internecie pojawił się film z udziałem Meksykanina w towarzystwie 4 prostytutek. Został on nagrany tuż po walce… Żal tylko ponad 1mln ludzi w Ameryce, którzy wykupili PPV, no i wstyd że ujrzeli taki obraz boksu.

Jakie pięściarskie pojedynki czekają nas jutro? No za wiele się niestety nie dzieje. Mamy jedną przyzwoitą galę w Meksyku, dwie w Anglii, ale generalnie nie jest to dla mnie boks na tyle ciekawy, bym zamierzał go oglądać. Zerknę natomiast na galę w Polsce, w Częstochowie. Jej obsada też jednak nie powala. Niby mamy 2 walki o pasy (kobiecy, światowy + młodzieżowy), niby transmisja w Polsacie Sport, jednak żadne z tych zestawień nie może mrozić krwi w żyłach. W rzeczywistości to trochę taka gala rankingowa, żeby podbić zawodnikom rekord i poprawić ich pozycję w światowych rankingach. Osobiście jestem już myślami bardziej przy gali w Poznaniu (20 maja), która z kolei zapowiada się bardzo interesująco i według mnie będzie ciekawsza niż niejedna impreza z cyklu Polsat Boxing Night.



CZĘSTOCHOWA

Ewa Brodnicka 12-0 (2 KO) vs. Irma Balijagic Adler 16-7 (8 KO)
Walka o pas mistrzowski WBO interim. I to w zasadzie największy atut tej rywalizacji. Co prawda Ewa wspominała w ostatnim odcinku Punchera z jak groźną przeciwniczką przyjdzie się jej zmierzyć, ale… spójrzmy na fakty. Pochodząca z Bośni Adler wygrała 4 z ostatnich 11 walk, a żadnego ze zwycięstw nie zanotowała z rywalką z dodatnim bilansem… Nie wiem jak wam, ale mi to wystarczy. Nie przewiduję tu większych emocji.

Robert Parzęczewski 15-1 (9 KO) vs. Zura Mekereshvili 20-8 (16 KO)
Z pięściarzy, których jutro zobaczymy Parzęczewski jest tym, którego najlepiej mi się ogląda. „Arab” wydaje się mieć charakter, jakiś konkretny styl i rozwija się z walki na walkę. Do tego jest jeszcze młody (23 lata) i przy odpowiednim dalszym rozwoju może trochę w boksie zamieszać - przynajmniej na ringach europejskich. Gruzin to żaden wielki przeciwnik. Jego jedynym atutem wydaje się to, że dość mocno bije (przynajmniej sądząc po rekordzie). Ze swoich 20 wygranych tylko 2 odniósł nad oponentami z dodatnim bilansem. Z każdym pięściarzem minimalnie wybijającym się ponad przeciętność przegrywał. Rywal do odstrzelenia i jedziemy dalej.

Michał Żeromiński 12-2-1 (1 KO) vs. Krzysztof Szot 20-21-2 (5 KO)
Walka niebudząca we mnie specjalnych emocji. Obaj prochu już nie wymyślą i nie ma się co spodziewać niesamowitych zwrotów w ich karierze. Boksują, bo boksują – aby zarobić. Może zobaczymy fajną bitkę, w każdym razie nie spodziewam się zachwycającego poziomu sportowego.

Marcin Siwy 16-0 (6 KO) vs. Tornike Puritchamiashvili  9-4 (5 KO)

Pojedynek dla Marcina na “przeczekanie” na większe wyzwania i poprawienie sobie rekordu. Obejrzałem ostatnią walkę Gruzina… jednak na dobrą sprawę wystarczyłoby spojrzeć na jego zdjęcie. Można tu się spodziewać świniobicia. Niech Siwy wygra przed czasem i potwierdzi, że ktoś z fizjonomią „Butterbeana” nie ma czego szukać w poważnym sporcie.

czwartek, 11 maja 2017

Toruński miesiąc dla zdrowia


Toruński miesiąc dla zdrowia to cykliczna akcja promująca zdrowy, aktywny styl życia. Organizatorem akcji jest Toruński Klub Krzewienia Kultury Fizycznej. Aktualnie trwa już XXXV edycja tej „imprezy”. W kampanii biedzie udział kilkadziesiąt różnych klubów, stowarzyszeń, przychodni związanych ze zdrowiem, sportem, wypoczynkiem czy odżywianiem. W ramach akcji proponują one skorzystanie ze swoich usług – czy to za darmo, czy to z pewnym rabatem. Opiszę pokrótce swoje doświadczenia i wrażenia z korzystania z udostępnionych w katalogu kampanii usług. Dodam, że jest to dopiero 3 edycja akcji, w której biorę aktywnie udział jednak kilkanaście razy skorzystałem już na tym programie.

Co zwraca moją uwagę to dość słaba promocja kampanii, której idea jest przecież bardzo pozytywna i „na czasie”. Dalej nie wiedziałbym nic o tej inicjatywie, gdyby nie to że studiowałem na kierunku Turystyka i Rekreacja i jedne z zajęć miałem bezpośrednio w niewielkiej siedzibie związku organizującego całą akcję. Tam też mi oraz kilku innym osobom kampania została zarekomendowana. No, ale okej. Wcześniejsza nieświadomość istnienia tej akcji może być w moim przypadku kwestią tego, że niespecjalnie zwracam uwagę na plakaty i reklamy, nie czytam też regularnie gazet czy internetowych, lokalnych portali.

Jak dotychczas skorzystałem z usług kilku dietetyków (zwykle wizyta polegała na krótkiej konsultacji oraz analizie składu ciała), masażu, konsultacji fizjoterapeutycznych, warsztatów medytacji, ćwiczeń prozdrowotnych, konsultacji stomatologicznych, a nawet okulistycznych – chociaż tych nie polecam, zgłaszający się regularnie do programu optyk to typowy wyzyskiwacz i niczego specjalnego nie oferuje. Być może o czymś jeszcze zapomniałem.

Jak moje wrażenie? Generalnie pozytywne. Wiadomo, do kampanii zgłaszają się różne firmy i różni ludzie. W większości wypadków byłem jednak zadowolony. Czegoś się dowiedziałem, rozważyłem dalsze odpłatne korzystanie z usług w przyszłości, lub zarekomendowałem daną firmę znajomemu. Branie udziału w tej akcji to z pewnością fajne doświadczenie, zwłaszcza że wybór usługodawców w katalogu jest dość szeroki (choć wiele firm powtarza swój udział z edycji na edycję). Z moich kilkunastu wizyt rozczarowałem się w sumie tylko 2-krotnie. Zdecydowanie nie polecę Centrum Dietetycznego Naturhouse - podejście pracownicy było wyraźnie lekceważące, bardziej zajmowała ją rozmowa z koleżanką o pierdołach. Nie zachęcę też do skorzystania z usług wspomnianego już optyka, a konkretniej Salonu Optycznego „Trejnowski”. Tamtejszy pracownik (jak mniemam właściciel) już na wstępie najbardziej zainteresowany był zawartością mojego portfela, co zdecydowanie mija się z ideą tej kampanii.

Reasumując  - pochwalam inicjatywę oraz zachęcam każdego do udziału w akcji i skorzystania z oferowanych usług. Myślę, że każdy kto choć w minimalnym stopniu myśli o swoim zdrowiu znajdzie coś dla siebie. Katalogi z listą uczestniczących firm (wraz z namiarami) można odbierać przez cały maj w siedzibie Toruńskiego Klubu Krzewienia Kultury Fizycznej przy ul. Szosie Chełmińskiej 75. Warto się jednak pospieszyć, gdyż na niektóre usługi liczba mogących się zapisać ludzi jest ograniczona.


sobota, 6 maja 2017

Saul Alvarez - Julio Cesar Chavez jr. - zapowiedź

LAS VEGAS


Już dziś wielki hit na gali w Las Vegas. Walka o serca latynoskich kibiców i prymat na meksykańskiej scenie bokserskiej. Saul „Canelo” Alvarez zmierzy się z Julio Cesarem Chavezem juniorem, synem pięściarskiej legendy. Faworytem będzie Alvarez, bokser za którym nie przepadam… choć bardziej chodzi mi o zachowanie pozaringowe niż klasę stricte pięściarską  - bo tą uważam za wysoką u „Rudego”.  Za co nie lubię Canelo? Za kilka rzeczy.

Po pierwsze: za bicie słabszych. Dosłownie. Cudowne dziecko meksykańskiego boksu w zdecydowanej większości walk mierzył się z lżejszymi (w ringu nawet o kilka kilogramów) i słabszymi przeciwnikami. Na ich tle często (choć nie zawsze) wyglądał jak heros, który skończy walkę kiedy tylko zechce. Oczywiście w kwestii matchmakingu najwięcej do powiedzenia ma promotor i wiem, że to odpowiedni dobór przeciwników to po prostu część tej gry i dzisiejszych realiów boksu. Uznania kibiców takimi zagraniami się jednak nie zdobywa. Tak jak grą na czas, czy symulowaniem w piłce nożnej – to takie tanie cwaniactwo.
Po drugie: za anioła stróża (Oscara de la Hoyę) i jego zastęp (sędziowie) w opiece nad „prawidłowym” werdyktem.  Jeżeli dochodziło już do pojedynków z udziałem Canelo, gdzie wynik nie był z góry znany to Rudy mógł liczyć na pomoc sędziowską. Według mnie Alvarez nie był lepszy od Lary, Cotto, czy nawet Trouta (faktem jest, że ten zadał 30 celnych ciosów więcej). Rekord Canelo powinien wyglądać więc nieco inaczej. Raz nie pomógł jednak nawet zastęp. Floyd Maywether jr. tak zdominował bezradnego rudzielca, że majstrować przy wyniku odważyła się tylko jedna sędzina (słynna, skandaliczna punktacja C.J. Ross).
Po trzecie: za humorki chłopca – hipokryty. Canelo przybiera w mediach postać wielkiego macho. Tak też chyba widzą Meksykanina tłumy zaślepionych fanów (a może bardziej fanek?). W rzeczywistości Alvarez to wybredny typ, zarówno w kwestiach kontraktowych (dyktowanie pasujących mu limitów wagowych) jak i matchmakingowych. Jak to mawia Abel Sanchez: Canelo to największa „diva” współczesnego boksu. Rudy potrafił przed walką z Chavezem jr. zarzucić przeciwnikowi m.in. brak jaj, czy zachowywanie się jak dziecko. No patrz… pasuje jak ulał także do Alvareza…
Po czwarte: sprawa GGG, czyli kompleks Canelo od kilku lat. Walka, której trzeźwo myślący kibice oczekują najbardziej: Gennady Golovkin vs. Saul Alvarez. Gdy wydawało się, że do pojedynku może w końcu dojść… Meksykanin heroicznie zwakował mistrzowski pas WBC. Tłumaczył się potem jakimiś problemami prawnymi, ale do walki z Kazachem mogło (i powinno) dojść już tyle razy, że takie deklaracje kapryśnego chłopca trzeba traktować z przymrużeniem oka. Co ciekawe, federacja WBC z okazji dzisiejszej walki przygotowała specjalny, bogato zdobiony pas. Alvarez już zapowiedział, że w razie wygranej tego trofeum nie przyjmie, ponieważ jest obrażony na federację WBC za odebranie mu tego tytułu, kiedy odmówił walki z Gołovkinem…

Żeby nie było – wielkim fanem Chaveza jr. też nie jestem. On także ma również dużo za uszami i też przejawiał wielokrotnie objawy kapryśnej mentalności. Tak jak i na Alvareza, tak i na syna meksykańskiej legendy swego czasu chuchano i dmuchano, byle tylko się nie „wykoleił” przed prawdziwymi weryfikacjami. W tym wypadku parasol ochronny został już jednak zdjęty, a junior poszedł nie jako w odstawkę. Aktualnie można powiedzieć, że znajduje się w cieniu dzisiejszego rywala. Z pewnością chluby nie przyniosła mu porażka z naszym Andrzejem Fonfarą oraz liczne błędy przeszłości, głównie związane z brakiem dyscypliny. Junior jest jednak w tych swoich wszystkich działaniach bardziej autentyczny od Canelo, nie zakłada maski, nikogo nie udaje. W tym starciu będę mu kibicował. Koniec hejterstwa, przechodzę do małej analizy dzisiejszego pojedynku.

Paradoksalnie obu zawodnikom styl przeciwnika powinien pasować. Czemu styl Chaveza jr. będzie pasować Canelo? Bo Junior to w gruncie rzeczy prosty bokser, idący do przodu i nieposiadający bezbłędnej obrony. Teoretycznie – woda na młyn dla Alvareza. Czemu Chavezovi jr. pasuje Canelo? Ponieważ jest mniejszy i ma „betonowe” nogi. Junior nie będzie musiał go szukać w ringu. Jedyne dwie porażki Chavez jr. zanotował z pięściarzami, który świetnie pracowali na nogach i tym ograli syna legendy. Canelo choć silny i dobrze kontrujący to w swojej pracy nóg jest statyczny. Tu na pewno obaj pięściarze swoje przyjmą i dużo będzie zależeć od ich odporności. Mimo, że obecne notowania Juniora są dużo niższe to takie zestawienie stylów gwarantuje świetną, pięściarską wojnę. Abstrachując już od tego komu kibicuję, to uważam że Chavez jr. jest w stanie przełamać Canelo i wygrać przed czasem – pod warunkiem, że ciosy Rudego nie będą robiły na nim większego wrażenia. Łatwo jednak nie będzie, wszak Canelo jak dotychczas chyba nigdy nie był nawet poważniej naruszony. Sporo zależeć będzie także od tego jak na syna legendy wpłynie zbijanie wagi. Ponoć zrobiono to mało inwazyjnie, pod okiem specjalisty Angela „Memo” Heredii. Przyznać jednak trzeba, że na ważeniu Junior nie wyglądał zbyt witalnie. Jak będzie po nawodnieniu i przybraniu paru dobrych kilogramów do walki, okaże się jednak dopiero w ringu. O ile wiele można zarzucić Canelo w kwestii dobierania w przeszłości mniejszych przeciwników, tak nie można robić tego tym razem. Alvarez pierwszy raz stanie naprzeciwko tak dużego rywala i jego główny atut w postaci siły może zostać tutaj wytrącony. Canelo jest mimo wszystko faworytem, ale jeśli powinie mu się noga to straci bardzo wiele, a ponoć co raz bardziej realne starcie z GGG również przestanie być aktualne. To jeden z powodów, dla których ten pojedynek zapowiada się tak interesująco. Co ciekawe, współpracujący z  Chavezem jr przed tą walką – legendarny Ignacio "Nacho" Beristain zakłada, że jego podopieczny będzie walczył z dystansu. Ma jednak wątpliwości, czy temperament Julio nie weźmie górę i Junior przejdzie do zdecydowanej ofensywy. Ciężko mi sobie wyobrazić w tym pojedynku punktującego z dystansu Chaveza jr . Temperatura w ringu będzie w tym starciu zbyt wysoka. Oby wątpliwości trenera się potwierdziły – ku dobru widowiska.



W Las Vegas ujrzymy jeszcze 3 interesujące pojedynki:
Joseph Diaz 23-0 (13 KO) vs. Manuel Avila 22-0 (8 KO)
Lucas Matthysse 37-4 (34 KO) vs. Emmanuel Taylor 20-4 (14 KO)
David Lemieux 37-3 (33 KO) vs. Marcos Reyes 35-4 (26 KO)

EŁK

Warta uwagi jest także nasza rodzima gala, przyznam że szczególnie jestem zainteresowany pojedynkiem Mateusza Rzadkosza 4-0-1 (1 KO) z Pawłem Rumińskim 2-1 (2 KO). Obejrzymy też kilka innych ciekawych starć, m.in. :

Łukasz Wierzbicki 11-0 (6 KO) vs. Innocent Anyanwu 25-20-3 (15 KO)
Adam Balski 8-0 (6 KO) vs. Taras Oleksiyenko 8-2 (7 KO)
Oleksandra Sidorenko 5-0 (0 KO) vs. Mirjana Vujic 4-6 (2 KO)

Miłego bokserskiego wieczoru!


środa, 3 maja 2017

O motywacji

Czymże jest tak naprawdę motywacja? Wedle Wikipedii motywacja to  „stan gotowości do podjęcia określonego działania, wzbudzony potrzebą zespół procesów psychicznych i fizjologicznych, określający podłoże zachowań i ich zmian. Wewnętrzny stan człowieka, mający wymiar atrybutowy.” Sam termin „motywacja” pochodzi zaś z języka łacińskiego (łac. moveo, movere) i oznacza „wprawiać w ruch”, „popychać”, „poruszać”, „dźwigać”. Termin „motywacja” to jakby zlepek dwóch słów: motyw + akcja, a więc by podjąć jakieś działanie, trzeba mieć cel.

Tyle tytułem teorii. Przeglądając „walla” na Facebooku, czy inne media społecznościowe jesteśmy zasypywani zdjęciami różnych przemian, czy motywacyjnymi hasełkami, które mają nas pobudzić do działania. Osobiście średnio przemawia do mnie taka forma motywacji. Wszystko co staje się powszechne przestaje na mnie działać, wzbudzać reakcje. Podobnie jest np. z reklamami w TV – kompletnie nie zwracam na nie uwagi. Mój mózg ma już zaprogramowaną blokadę przed zalewaniem non stop podobnymi przekazami - które automatycznie przestają mnie interesować.  Można to trochę przyrównać z piosenkami w radiu. Nawet jeśli jakiś utwór mocno nam się podoba, to puszczany 20x dziennie, przez 7 dni w tygodniu w końcu traci swoją „moc”.

Jest jeszcze inny aspekt świadczący o tym, czy coś jest dla nas motywujące, czy nie. Chodzi o „bliskość” źródła motywacji oraz to na ile jesteśmy w stanie utożsamić się z nim. Rzeczy, które dzieją się wokół nas wydają się nam o wiele bardziej wiarygodne. Ludzie mogą wrzucać do internetu naprawdę różne rzeczy, co im się żywnie podoba. Jeśli chodzi o jakieś transformacje sylwetkowe to w większości przypadków i tak nie jesteśmy w stanie zweryfikować czy: są one prawdziwe, ile trudu kosztowało osiągnięcie czegoś (jakie ktoś ma predyspozycje), jak jadła dana osoba, co zażywała itp. : ) Jeżeli sytuacja dotyczy z kolei kogoś z naszego otoczenia to sprawa ma się nieco inaczej. Trafia to do nas bardziej, uświadamiamy sobie, że jest to coś osiągalnego, w zasięgu ręki.

W tym wpisie chcę jednak spojrzeć na aspekt motywacji z nieco innej strony. Jeśli do danego rodzaju działania (np. treningu) wciąż potrzebujemy motywacji to według mnie znak, że nie wszystko jest w  porządku. Jeśli każdy trening wymaga od nas szukania na nowo źródeł motywacji, a na samą myśl o ćwiczeniu dostajemy lenia, to należałoby się w takiej sytuacji nad kilkoma rzeczami zastanowić. Ciągła potrzeba motywacji w postaci nowych bodźców i działanie wbrew swojej woli/instynktowi to coś nienaturalnego. O ile każdy miewa czasem gorsze dni, a nasz nastrój jest zmienny, to gdybyśmy odpuszczali za każdym razem „kiedy się nie chce” to stracilibyśmy zupełnie naszą produktywność. Czy to w treningu, czy innych życiowych działaniach. Tak więc motywacja jest czymś przydatnym, mimo że w pewnym sensie przejawia się jako działanie wbrew sobie. Kiedy nie musimy czegoś robić i zajmujemy się tym rekreacyjnie to zadajmy sobie pytanie: „Czy ja tak naprawdę to lubię?”.

Dlaczego tak? Jeśli zauważamy jedynie inspirujący cel, a to co robimy jest drogą przez mękę do niego to nasz organizm prędzej czy później wystawi nam za to rachunek. Czy to w postaci jakichś kontuzji (skupienie na celu, nie na działaniu), czy np. jako gorszy stan psychiczny, większe napięcie nerwowe. Czy nie lepiej podejść w takim razie do sprawy nieco inaczej? Lepiej będzie jeśli albo polubimy to czym się zajmujemy, podejdziemy do tego w trochę inny, przyjemniejszy sposób, lub po prostu zweryfikujemy trochę naszą hierarchię wartości, skupimy się w życiu na czymś innym. Wszak nie wszystko jest dla wszystkich najlepszą możliwością. Różnimy się przecież pod względem fizycznym, charakteru, upodobań. Nie wszyscy musimy robić to samo i dążyć do tego samego. Czerpać radość można z różnych rzeczy.  A o to przecież chodzi jeśli mowa o rekreacji, amatorstwie. W kontekście treningu można np. zmienić dyscyplinę. Ważne byśmy żyli zgodnie ze sobą i swoimi rzeczywistymi pragnieniami  - nie tym co każe nam myśleć otoczenie. Zupełna zmiana profilu swojego działania to jednak ostateczność. Na początku proponuję popracować właśnie nad mentalnością, nieco innym podejściem do sprawy, większą świadomością czego tak naprawdę chcemy i co lubimy.

Zostając na razie przy motywacji treningowej, transformacji swojej formy na lepsze. Często ludzie spędzają czas na poszukiwaniach cudownych diet, szybkich sposobów na poprawę sylwetki w kuchni. Samo słowo „dieta” wywołuje jednak u wielu ludzi stres. Kojarzy się z czymś nieprzyjemnym, okresowym, środkiem naprawczym. Innymi słowy: męczeństwo. To podstawowy błąd myśleniowy wiecznie odchudzających się osób. Szukanie cudownych środków. O wiele lepszym rozwiązaniem niż doraźne naprawianie czegoś jest wyrobienie odpowiednich nawyków. Najgorzej jest  zacząć, jednak kiedy już wyrobimy sobie pozytywne nawyki żywieniowe to włączają się nam automatyzmy, przestajemy myśleć o tym, że jesteśmy na jakiejś diecie. Podobnie jest z treningiem. Proponuję, by podejść do niego w taki sposób, by go polubić – oczywiście ćwicząc bezpiecznie i zgodnie z pewnymi zasadami. Kiedy stanie się naturalną częścią naszego życia, nie tylko poprawi się nasza forma fizyczna, ale i psychiczna. Czasem lepiej nie zastanawiać się za dużo, gdyż sama myśl o motywacji może sztucznie tworzyć jej potrzebę. Wielu z nas kojarzy pewnie ten stan, kiedy mając niewiele czasu paradoksalnie udaje się więcej rzeczy zrealizować. Gdy mamy go za dużo, to pojawia się niestety tendencja do rozleniwienia i wątpliwości.


Tyle na dziś. Choć zawsze na dźwięk słowa „motywacja” myślałem sobie „jestem w tym dobry”, to aktualnie przychylam się do przedstawionego wyżej podejścia. Nie da się ukryć, że „przemotywowanie” ma swoje negatywne skutki, sprawia m.in, że zaczynamy błądzić wśród naszej hierarchii wartości. Czasem motywacja może być jednak przydatna. Ważne by używać jej z głową i świadomością (jak wszystkiego zresztą).


poniedziałek, 1 maja 2017

Joshua nokautuje, czyli triumf pokolenia Under Armour


Hit wagi ciężkiej nie zawiódł. Było w nim wszystko – nokdauny, zwroty akcji, pokonywanie kryzysów, mocne ciosy. Ostatecznie „AJ” wygrał przez TKO w 11 rundzie, po jednym ze swoich kolejnych, ofensywnych zrywów. Jakie myśli i wnioski towarzyszą mi po walce? O tym poniżej.

Stary mistrz nie taki stary

Na duży plus trzeba ocenić postawę Władimira.  Tak dobrej walki dawny mistrz nie stoczył od kilku lat. Według niektórych mieliśmy być świadkami szybkiej demolki na Kliczce, tak się jednak nie stało. Sam stawiałem na wygraną AJ’a przed czasem, choć nie sądziłem że przyjdzie mu to z tak wielkim trudem. WK mnie naprawdę pozytywnie zaskoczył. Kiedy sięgniemy pamięcią do dawnej przeszłości, do momentów kiedy „Dr.Steelhammer” padał na deski to przed oczyma widzimy jego zrezygnowane, przestraszone oblicze. Tym razem Władimir pokazał wielkie serce do walki. Wstawał i walczył dalej po ciosach, po których doszłoby do siebie może kilku facetów na świecie. Kiedy sędzia przerwał pojedynek zrobiło mi się Ukraińca autentycznie żal. Nie tylko ze względu na wspomnianą wolę walki, ale i ogólną, świetną dyspozycję tego dnia. 41- latek udowodnił, że wciąż należy do top 3 (może i top2?) zawodników wagi ciężkiej.


Stres AJ’a

We wszelkich okołoringowych sytuacjach, czy nawet w szatni przed samym pojedynkiem AJ wydawał się człowiekiem całkowicie pozbawionym nerwów. Nie udało się ich ukryć już podczas samej walki. Nie chodzi mi o to, by na siłę wytykać wady Anglika. Chciałbym zauważyć, że w końcu dostaliśmy dowód na to, że dominator Joshua to też człowiek. Wiadomo było już wcześniej, że praca nóg nie nie należy do najmocniejszych stron AJ’a. W tej walce (szczególnie na początku) rzucało się to bardzo w oczy. Mam wrażenie, że w poprzednim pojedynku (z Erikiem Moliną) Joshua poruszał się na nogach dużo swobodniej. Zadawanie ciosów też przychodziło teraz jakby z większym trudem. To już chyba kwestia rozbudowanej muskulatury, ale o tym za chwilę. Początkowe usztywnienie Joshuy objawiało się także tym, że momentami wyprowadzał uderzenia, które nie miały szans dojść do celu. Niepokój wzbudzało również to, że w chwilach zagrożenia AJ jakby zapominał o technice. Zdarzało mu się zadawać wtedy ciosy z pogranicza młotków, a takich bitych nasadą.


Co za dużo to nie zdrowo

Przed walką uwagę zwróciła najwyższa jak dotychczas waga AJ’a. Wciąż młody jak na wagę ciężką Anglik wydaje się rozrastać z pojedynku na pojedynek. Wiele wskazuje jednak na to, że warto powiedzieć już pas w kwestii rozwoju masy mięśniowej. Może nawet nieco na wadze zrzucić, gdyż pewna krępacja ruchów jest już w jego poczynaniach jest już zauważalna. Zwrócił na to uwagę m.in. komentujący walkę Andrzej Gmitruk. Oczywiście 113kg jak na 2-metrowca to nie jest jakaś ogromna waga, jednakże naturalna budowa Joshuy jest jak na wagę ciężką dość drobna. A drobny szkielet bardziej odczuwa każdy dodatkowy kilogram ciała. Pozostaje jeszcze kwestia wydolności. Mięśnie w przeciwieństwie do tkanki tłuszczowej potrzebują tlenu. AJ to gladiator z prawie samych mięśni. Kryzys kondycyjny, który dopadł Anglika w środkowych rundach to z pewnością w dużej mierze kwestia potężnej muskulatury. Lżejszy o 3-4 kg Joshua z pewnością zyskałby na płynności ruchów i swobodzie zadawania ciosów. Jednocześnie nie straciłby wiele na sile, stałbym się po prostu bardziej funkcjonalna wersją samego siebie. Wierzę jednak, że tak profesjonalnie prowadzony sportowiec oraz jego sztab wyciągną odpowiednie wnioski na przyszłość.



Walka przerwana przedwcześnie?

Nie jestem przekonany czy sędzia przerwał pojedynek w odpowiednim momencie. O ile Kliczko miał spore kłopoty w 11 rundzie (przypieczętowane 2 nokdaunami) to ostatnie kilka ciosów AJ’a było niecelnych. Całkiem możliwe, że po tak intensywnych atakach Joshua za chwilę odczuł by wydolnościowy kryzys – taki jak w rundzie 5. Sędzia postąpił jednak tak, a nie inaczej. Miał ku temu jakieś podstawy. Warto dodać, że gdyby walka potrwała dalej, a Kliczko przetrwałby szturm AJ’a to jeden z najlepszych pojedynków wagi ciężkiej ostatnich lat mógłby zakończyć się pewnym niesmakiem. Mam tu na myśli przede wszystkim punktacje sędziów stolikowych, według których przed 11 rundą AJ prowadził. Wiadomo, że boksowanie mistrza na własnym terenie rządzi się swoimi prawami jednak prawda jest taka, że punktacja po 10 rundach (2x 95:93 i 96:93 dla Anglika) była już przesadą.


Niech żyje król

Mimo swoich niedoskonałości, które obnażył Kliczko, AJ to w tej chwili największy gracz w zawodowym boksie. Nie jest perfekcyjny, ale jest chyba i tak najbardziej kompletnym obecnie „ciężkim”. Z jego mentalnością i etyką pracy możemy zresztą spodziewać się dalszego progresu w bokserskim rzemiośle. AJ to świetny produkt zarówno od strony sportowej jak i marketingowej. Cieszę się, że mistrzem wagi ciężkiej jest sportowiec z krwi i kości. To dobry wzór dla młodych adeptów boksu. Małą satysfakcję przynosi mi również fakt, że moja wizja sportu i przygotowania fizycznego jest podobna z tą, z którą mamy do czynienia w przypadku Anglika. Rocznikowo dzielą nas 2 lata, mogę więc stwierdzić że nasze pokolenie zwyciężyło w batalii młodego mistrza ze starym.



Co dalej?


Jak już niejedna osoba wspomniała – na tej walce wygrał boks. Było to wydarzenie, które zainteresowało miliony ludzi na świecie, często nieinteresujących się na co dzień zmaganiami pięściarzy. To był piękny pokaz prawdziwego sportu i wartości przez niego niesionych. Swoją pozycję potwierdził Joshua, ale i przegrany Kliczko udowodnił w tej walce, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Z mediów dochodzą nas słuchy, że status obowiązkowego pretendenta do walki z Joshuą wywalczył Kubrat Pulev. Taka walka miałaby się odbyć do końca sierpnia, choć ciężko się łudzić, by kandydatura Bułgara zadowalała oczekiwania kibiców. Pulev jest jednak pretendentem do pasa IBF, a to najpoważniejszy pas z kolekcji Anglika. Jeśli nie chce go stracić to możliwe, że do tego pojedynku będzie musiał przystąpić. Czy tak będzie – zobaczymy. Sztab AJ’a zapowiada na razie, że Joshua wróci na ring dopiero w październiku. W każdym razie, wadze ciężkiej jest teraz bardzo ciekawie i opcji atrakcyjnych zarówno ze sportowego jak i biznesowego punktu widzenia jest przynajmniej kilka. Pojedynki na szczycie, przeciwko Wilderowi, Parkerowi, Ortizowi, a może i powracającemu Fury’emu to nie lada gratka dla kibiców boksu. I nie ważne czy spotka się z nimi Joshua, czy też Kliczko. A może rewanż? Taka opcja też jest realna, gdyż w kontrakcie na walkę Joshua-Kliczko zawarto klauzulę rewanżową w przypadku porażki Ukraińca. Z pewnością warto czekać na rozwój wypadków, bo nastały naprawdę interesujące czasy w królewskiej kategorii.